Rozkrzewem gorejącym
Ulotnością przekwiecia
Bylicą świdrujący
Letni wieczór odleciał;
Gdzieś za suche traw soszki
Gdzie się świerszczy muzyka
Babileci po troszku
Wiatr na trzciny kosmykach.
Tymczasem
Już na wieńce kłosiane
Haftu lata serwetę
Polne dzwonki wołają;
Czas odpływa korwetą.
Gdy zawiedzie kochanka
Pusta miłość z cierpieniem
Pozostaje do ranka
Co raz bliższej jesieni.
Jednym słowem ,oby do lata:)
OdpowiedzUsuńA kochanek niech nie szlocha bo tego kwiatu jest pół światu:)
Czy myślisz że ja tak o sobie?
OdpowiedzUsuńNic bardziej mylnego, a gdzieżby.
Sza! (to o jednym powiem Tobie)
Kiedy podsłuchiwałem dzierzby.
Wiesz, takie w piórka kolorowe
Przemieszczające się w krzakach bzu
Na moje oko całkiem zdrowe
Chętne że aż im brak było tchu
Przyszedł gdy lato się zgarbiło,
Zmierzchem po radę jak dalej żyć.
Pytam więc " Stach co ci odbiło?
Ruch ci potrzebny i przestań tyć "
A kiedy wiosną wyszczuplony
Wszedł między bzy i kalin kępy
Dzierzby skrzeczały mu androny
Stach wreszcie został wniebowzięty.
;o)
I pomyśleć, że skrzecząca dzierzba może tyle wnieść niebiańskiej radości, ile owocu pomieści kiść czarnego bzu.