Teraz kiedy zabrakło Wiecheckiego,w dobie kiepskich kabaretów, nieumywających się do klasyki wielkich mistrzów rozśmieszania, "aktorzy komedianci" na miarę i krój lemingów, z małymi wyjątkami zacnych kabareciarzy, serwują - tu językiem futrzaków - 'bałach aż żal tyłek ściska'.
W tej to konwencji, mimo że nie jestem lemingiem ( bo nic co ludzkie nie powinno mnie ograniczać), połączę obrazki ze znanym skądinąd witzem, który był udziałem dwóch dżentelmenów warszawskiej linii autobusowej Nr ...
A że to działo się prawdziwie mogłaby zaświadczyć bratnia mi osoba akurat przypadkiem jadąca autobusem, tyle tylko że się znarowiła i jak na medalistkę Wielkiej Pardubickiej w geście zwycięskim pokazała mi ino zad kiedy wiecheć pachnącego siana podawałem jej do zawsze ślicznego buziaczka, bywało że z mojego serca ulewałem jej kielich ambrozji z miłości nigdy nie wyznanej.
Skąd wziął się pomysł na przypomnienie tego 'wydarzenia'. Otóż poproszono mnie o tarczę. Ani ze mnie egidodzierżca, nie umiem posługiwać się gromami, nie czuję mięty do Ledy (wolałbym Nimfę, albo jedną z Plejad)), czuję respekt przed Ateną, zaś konszachty z Hefajstosem właściwie nie stanowią predyspozycji do wykonania tarczy, ba! nie dysponuję nawet kozią skórą...
*
W autobusie
linii Nr… wszystkie miejsca siedzące zajęte. Nie ma tłoku a jakże, to
nie te czasy kiedy tramwajem jeździł jegomość Piecyk.
Stoją tylko faceci , jak zawsze, jak zwykle, jak co dzień w tych samych
miejscach. Jeden na środkowym podeście dla wysiadających, drugi ‘na
rufie’ przy drzwiach wejściowych. Obaj osobiście się nie znają.
Mijają tygodnie, sytuacja się powtarza aż wreszcie panowie skrzyżowali ze
sobą wzrok. Gostek z środkowego podestu patrząc na rufiarza półgębkiem
a drwiąco woła do niego … rooo gacz i zaraz wysiada. Tak mija
jeden, drugi i trzeci tydzień z powtarzającą się sytuacją; rogacz, rogacz,
rogacz.
Rufiarz
wreszcie zdecydował się na rozwikłanie zagadki i robi żonie awanturę.
Sławku dałeś
wiarę jakiemuś idiocie, robisz w domu awanturę, opamiętaj się kochanie.
Najlepiej nie kieruj na chama uwagę, nawet nie kieruj w jego stronę wzroku,
przekonuje rufiarza żona.
W dniu
następnym rufiarz z miną pewniaka patrzy prosto w oczy prowokatora
i słyszy drwinę: skarżypyta, skarżypyta…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz