Nie przemyciłem ognia, nie obdarzyłem nim pospólstwa, nie przykuto mnie do skały - chociaż plotkę rozdmuchiwał Eol że złodzieja ognia planowano przywiązać do pala, nic z tych rzeczy, mimo że głównym tematem wpisu będzie skała.
Dobrowolnie, czyli z własnej nieprzymuszonej woli zakupiłem dziesięć megagramów skały prosto spod wyrobiska po jej odstrzale. Przywieziono mi ten materiał na podwórze i wysypano z hukiem na bruk.
Panie Jerzy, po jaką cholerę panu te skały ?- zapytał dostawca i jakoś dziwnie patrzył na mnie. Spodziewałem się nawet pytania czy się dobrze czuję i czy nic mi nie dolega. Zatem go uprzedziłem; wie pan, wyznaczyłem sobie pokutę, jestem człowiekiem grzesznym, podobają mi się cięgle dojrzałe kobiety, nie potrafię zahamować w sobie wyobraźni co by było i jak , gdyby taki soczysty owoc długo smakować z powolnym jego rozpuszczeniem się w ustach. Dlatego panie Konradzie wyznaczyłem sobie pokutę za te moje grzeszne myśli, będę przewoził kamień taczką na ogród. Nie będę wówczas miał czasu na słodkie rozważania a co dopiero na upust energii gdybym dopiął jakiegoś celu.
Pan Konrad nie w kij dmuchał, ani w pustą flaszkę po żubrówce, łebski z jajami facet przyznał mi się że też miewa grzeszne myśli ale pokuty przewożenia skał na ogród nigdy by sobie nie zadał.
Zaraz, zaraz panie Konradzie , jak pan na mieście widzi , kwiatuszki, motylki, pączusie, zwłaszcza pączusie i takie tam, to co? - i gdyby pan wiedział że..., to co ? - nie woziłby pan najgrzeszniejszych myśli zamkniętych w skale w sam środek ogrodu miłości z rozpustą na wszystkie boki? - raz wożąc wolniej, to szybciej, to pod górkę i w zakrętasach, w śniadanie i po, w obiad i po, w kolację i po? - wyrzuciłem jednym tchem z siebie w bezładzie myśli i bezładnym porządku zdania.
E tam, nie woziłbym skały gdziekolwiek, sięgnął bym wprost po pączek i przełknął w całości za jednym podejściem, lekko rozpalony myślami wykrztusił z siebie pan Konrad.
Maż... ups, masz ci los! Pomyślałem sobie że pan Konrad to niechybnie jakowyś raptus, nie lubiący się delektować
ożywioną kształtną ceramiką..
Dzień drugi
Dzwonię do pana Konrada z prośbą o dostarczenie mi tzw.odpadu najniższej granulacji z domieszką nadkładu.
W słuchawce odzywa się śliczny kobiecy głos z informacją że pan Konrad dzisiaj jest niedostępny. Mają naradę która potrwa kilka godzin. Przekazałem że potrzebuję tym razem osiem megagramów odpadu z terminem na pojutrze.
Uciąłem sobie jeszcze rozmowę z Głosem próbując sztuczki czy po godzinach nie chciałaby mi pomóc rozpalić ognisko i upiec w popiele ziemniaki. Głos przystał na propozycję a ja w te pędy do Biedronki po ziemniaczki do pieczenia..i dwie butelki wina importowanego z Florydy.
Masełko mam świeżutkie od gospodarza, sól morską też, mam też świeżutki własnoręcznie utopiony ser no i serce mam na miejscu.
O grzesznych myślach nie wspominając, bo te są tak natrętne jak komary nad letnią sadzawką i tak rozwydrzone jak lemingi w rui - według opinii o lemingach i dodatkowym ich poróbstwie. wygłoszonej ongiś przez autora znanej starszemu pokoleniu trylogii.
Z góry założyłem że te dodatkowe tony odpadu pokryją w całości pokutę za grzech pieczenia ziemniaków w popiele.
*
Wieczór dnia drugiego
Oj ty stary durniu, ty stary durniu, zadrwiła z ciebie, teraz pewnie śmieje się z ciebie wraz z koleżanką powierniczką której się zwierza w tajemnicy z ochwacenia rumaków, jak mogłeś uwierzyć tak łatwo licząc na 'podpałkę' planowanego ogniska. To wszystko wyszeptał mi ten drugi ja... Zaraz , zaraz, powiedziałeś o mnie rumak, co miałeś na myśli?- czy wierzchowca, zy może Jamaican rums, bo wiesz że u mnie łatwo o skojarzenia?. Ten drugi walnął prosto z mostu, miałem na myśli ochwaconego osła.
O nie ! gdzieś muszę tę złość wyładować. Do północy 'przetaczkowałem' pięć ton skały na odległość 35 bieżących metrów, niby nic, prawda? No to załadujcie sobie na taczkę niby nic bryłę ważącą sto kilogramów i stękając przewieźcie ją po łące te 35 bieżących metrów.
Poranek dnia trzeciego
Odpuściłem sobie dzisiaj wożenie kamieni, na rzecz atrakcyjniejszego spędzenia czasu..
Zadzwoniłem do kumpla.
- Cześć! Jak zaplanowałeś dzisiejszy dzień, chyba dzisiaj nie masz dyżuru?
- Dzisiaj nie, jutro też nie, z czego się bardzo cieszę bo do pojutrza nawet śladu "Szkockiej" nie uświadczy w moim krwiobiegu - masz chyba jeszcze coś tam z zapasu?- nieprawdaż?
- Prawdaż., zatem o której się przebudzisz tak na dobre i zjawisz się u mnie, oczywiście bez... no wiesz, bo nie dość że nie lubi "Szkockiej" to piwem też gardzi., a zhańbić się jej czekoladowym likierem dla jej towarzystwa to się nam ochwaconym nie godzi.
- Ochwaconym ? jak mam to rozumieć?
- Wyjaśnię jak się u mnie zjawisz.
Odpocznę, bolą mnie zakwaszone mięśnie łydek. Walnę sobie kawę pomieszaną z kakao w stosunku 1:1- czyli garść kawy i garść najbardziej chłonnego przez mój organizm magnezu zawartego w tym holenderskim imporcie.
Nawet nie słyszałem kiedy przyjechał, ma ode mnie to zmyślne urządzenie które otwiera mu bramę. Spałem na leżaku właśnie obok pokutnych głazów i śniło mi się ognisko gaszone przez strażaków. Wreszcie się ocknąłem, przez wąziutką szparę rozchylonej powieki jednego oka widziałem jak ze zdumieniem przyglądał się rumowisku maciupcich,większych,dużych i olbrzymich kamieni amfibolitu. Kiedy już usiadłem, zamiast powitania usłyszałem ni to sarkazm ni ironię.
- No co ty... odbiło ci !? Wziąłeś sobie do serca słowa tego szczura w okularach o którym w warszawskich kanałach ściekowych mainstreamu mówi się głośno że to wybitny analityk?
- Spoko, nie martw się, to nie ta kupa kamieni. To taka moja zachcianka powodowana miłością do..
- Do czego? do kamieni? Może to odmiana pigmalionizmu, tyle tylko że tamten zakochał się w pięknej marmurowej postaci. Sądzę że coś ci dolega.
- Nic mi nie dolega, wiem czego chcę, wiem co robię, pozwól mi dojść do słowa.
- Przepraszam, kręć ile się da, ale zwięźle.
-To może na początek... z lodem?
-Dobry pomysł, ale z umiarem, ten skwar jest niemiłosierny.
Przeszliśmy na ganek, tutaj zawsze wyczuwa się lekki powiew który w upalny dzień nieco chłodzi to miejsce.
- O co chodzi z tym ochwaceniem, co tym razem wymyśliłeś ?
Opowiedziałem o Głosie, o ochocie na ziemniaki pieczone w popiele ogniska i ochocie na wieczorną lampkę wina z Florydy.
Twarz Janusza kiedy mu o tym opowiadałem stopniowo zmieniała się w dziwny sposób. Żeby to jakoś plastycznie ując w słowa to tylko jedno przychodzi mi na myśl. Otóż ta przyjacielska, zawsze szczera gęba, w dziwny sposób zmieniała się z zmęczonej w tłumiącą skrzętnie wesołość, tak jakby zmęczony trampek przybierał fabryczną świeżość.
- Co cię tak śmieszy, zapytałem, pofolguj sobie i pokpij ze mnie bo niczym kpiarsko mi nie ustępujesz.
Przyszło mi wówczas na myśl, że Głos specjalizuje się w ochwaceniu kłusaków, przepraszam chcę powiedzieć osłów.
- Rzeczywiście jesteś osioł.
- Niech pomyślę czy masz rację, hm, dwa niezbite fakty świadczą o tym że źle mnie sklasyfikowałeś, pomyliłeś gatunek ewolucyjny. Po pierwsze nie umiem strzyc uszami a po drugie nie potrafię też oganiać się przed komarami tak jak to potrafi osioł oganiając się przed muchami. Mimo że potrafię tak jak osioł zaprzeć się w wąskim przesmyku i ani w jedną ani w drugą stronę nie daję się popychać.
- Chyba mnie przekonałeś, najbardziej drugim faktem cha ! cha ! cha !
- No to odniosłem co prawda mały sukces, ale przecież sukces, bo uświadomić cokolwiek tępemu skalpelowi nie znającemu najprostszych zagadnień o których już wiedzieli Fenicjanie ale także niejaki Pitagoras, to jak by nie było, jakimś sukcesikiem jest.
- Oceniasz mnie zbyt niepochlebnie, umiem policzyć wszystkie kości składające się na rusztowanie chociażby takiego wozaka kamieni jak ty.
- Ale mi osiągnięcie, na pierwszym roku medycyny każdy student już ten rachunek zna!
Gestem przykrycia szklaneczki dłonią, zakończyliśmy jedyny przechył "Szkockiej".
Nasze żarty nie obrażają nas wzajemnie, służą często jako osnowa do rozwiniętych opowiadań w sytuacjach kiedy przyjaciele oczekują od nas integracji świeżych fajnych,wesołych dusz w naszym towarzystwie.
Za bramą odezwał się klakson, akurat, w połowie mojej kwestii o dziewczętach w białych studenckich czapkach które obserwowałem od czasu do czasu w tramwaju, powracały z UAM. Ja zaś kierowałem się w okolicę fary w pobliżu Rynku., prawie wszystkie zaplatały warkocz, wszystkie poruszały tematy ważne, to były dziewczęta o wyróżniającym się etosie. Uśmiechnięte, niebieskookie, nie przekrzykujące się ... takie utrwaliły się w moim sercu i pamięci.
- Zobacz Janusz kogo tam przywiało.
(piszę w krótkich chwilach przerw podczas ważniejszych obowiązków)
c.d.n.
Już już zbierałem się by dokończyć podjęty temat , ale rozpraszają mnie wnuczki do tego stopnia, że moja podzielność uwagi legła w gruzach!
Odkładam zakończenie tematu pokuty na czas nieco późniejszy. Uparte potworki wymusiły na mnie by zostać ich słuchaczem cyklu kameralnych koncertów na skrzypce i organki ustne.Nie miałem jak się wymigać przed
taką propozycją bo wcześniej podstępnie zapytały czy je kocham, kiedy to potwierdziłem wówczas zaraz poprosiły mnie na koncert. Tak oto dałem się wpuścić w mali... stop! W maliny już nie wchodzę, jeżeli już mam się dotlenić,to wolę kamieniste przejrzyste górskie okoliczne szlaki , lub ścieżkę mojego mini ogródka skalnego..
Jeszcze fotka koncertujących młodych Dam... i do zobaczenia w nieco późniejszych dniach sierpnia.
c.d.
Wracając do momentu w którym Janusz pofatygował się sprawdzić czyj to klakson odezwał się przed bramą.
Po krótkiej chwili , zamiast Janusza pojawiła się typowa w moim guście postać . Wybełkotałem.. nie-mo - żli-we, przylazło , dodałem jeszcze niezbyt głośny okrzyk, O! Liwia !
- Nie zrobisz zemnie Liwii, Zawsze byłam Oliwią. Nie odbierasz telefonu, tym samym nie mogłam ciebie uprzedzić że ziemniaki będziesz piekł samemu, lub z tym 'skalpelem'.
- O, a gdzie on się podział?
- Pojechał coś załatwić, powiedział ,że szybko wróci.
- Wpadłaś na chwilkę, czy możeee..
- Możeee - odparła tym samym.
- Poskarżyłem się Januszowi że jesteś ochwat mistrzynią, jeszcze inne łatki przypiąłem ci , bo powiedziałem że masz głos jak ta lewacka biblio-znawczyni i że drugiej takiej jak ty i tak kapryśnej baby to i z pochodnią nie znajdzie od Samarkandy po Gibraltar.
- Tu akurat wierzę ci, bo to do ciebie pasuje jak ulał. Nie pierwszy raz słyszę jak zmieniasz zdanie, choćby to, że zachwycasz się moim dziewczęcym głosem przekazywanym po drucie lub bezprzewodowo ,by za moment porównać mnie do tej czerwonej ropuchy, albo co gorsze do tej co w "Szkle" pieprzy od rzeczy bo to typ o zawężonym horyzoncie umysłowym i jeszcze - jak się zdaje wytrzebiona.
- Dobre sobie, dziewczęcy głos dziewuszki, od sześciu dekad uwodzicielki , wprawdzie apetycznej, wprawdzie wyjątkowej, wprawdzie słodkiej jak świeży miód - ale chimerycznej.
- Zarobisz zaraz Jurku w glacę, a dokładniej w ten zaczątek tonsury na twojej łepetynie, muszę się tylko do ciebie przysunąć..
*
Jako rzekła tak też się stało, dostałem jednego całuska, zawsze dostawałem kilka,tym razem poskąpiła. Jako nawiązkę poklepała mnie w glacę i dodała że dałaby o wiele więcej pod warunkiem że musiałaby wiedzieć co się u mnie pod tą tonsurą jeszcze lęgnąć może.
- Znam cię draniu na tyle długo, że powinieneś być dla mnie tak przejrzysty jak japońska bibułka naklejana na polichromia w wiadomym celu, albo tak przejrzysty jak źródlana woda w tym miejscu do którego mnie kiedyś zaprowadziłeś i próbowałeś mnie...
- Tak pamiętam to źródełko - przerwałem jej wpół zdania - proszę mów ciszej, bo jeszcze ktoś czyli sąsiad może nas podsłuchać i zaświadczy przeciwko mnie gdybyś oskarżyła mnie o zniewolenie.A jeżeli o zniewolenie chodzi, to raczej ty mnie zniewoliłaś, tam na stoku z którego rozciągał się widok na most i niebieski z tamtej perspektywy Dunajec.
- Dodaj jeszcze to, że przed Dunajcem jest droga którą zniewolony do utraty tchu miałeś jeszcze tyle siły że zawiozłeś mnie do Szczawnicy.
- Nie jestem aż tak drobiazgowy, bo gdybym był to musiałbym dodać i to, że dobrałaś się do mnie i mojej niewinności jak do makowego toru.
- Dlaczego akurat makowego, panie niewiniątko?
- Bo taki najlepiej lubię.
- No i wylazł z ciebie lubieżnik jak się patrzy na twoje usta z resztkami makowca i lukru , i te ogniki w twoich oczach. Z jednej strony przyganiasz a z drugiej oblizujesz się patrząc na mnie jak na ten właśnie makowy tort.
Właściwie to ja mogłabym się poskarżyć i tobie przypinając łatkę zniewalającego makowe panienenki.
- Jakąś rację muszę ci Głosie przyznać. Jest coś magicznego w czerwonej zwiewnej sukience i w koczku jaki wówczas nosiłaś, a błyszczał i kokietował czernią jak niezwykły i rzadki czarny brylant.
Nie minęły trzy kwadranse jak powrócił Janusz ze swoim słodkim bagażem o którym mówi; że
- No co ty... odbiło ci !? Wziąłeś sobie do serca słowa tego szczura w okularach o którym w warszawskich kanałach ściekowych mainstreamu mówi się głośno że to wybitny analityk?
- Spoko, nie martw się, to nie ta kupa kamieni. To taka moja zachcianka powodowana miłością do..
- Do czego? do kamieni? Może to odmiana pigmalionizmu, tyle tylko że tamten zakochał się w pięknej marmurowej postaci. Sądzę że coś ci dolega.
- Nic mi nie dolega, wiem czego chcę, wiem co robię, pozwól mi dojść do słowa.
- Przepraszam, kręć ile się da, ale zwięźle.
-To może na początek... z lodem?
-Dobry pomysł, ale z umiarem, ten skwar jest niemiłosierny.
Przeszliśmy na ganek, tutaj zawsze wyczuwa się lekki powiew który w upalny dzień nieco chłodzi to miejsce.
- O co chodzi z tym ochwaceniem, co tym razem wymyśliłeś ?
Opowiedziałem o Głosie, o ochocie na ziemniaki pieczone w popiele ogniska i ochocie na wieczorną lampkę wina z Florydy.
Twarz Janusza kiedy mu o tym opowiadałem stopniowo zmieniała się w dziwny sposób. Żeby to jakoś plastycznie ując w słowa to tylko jedno przychodzi mi na myśl. Otóż ta przyjacielska, zawsze szczera gęba, w dziwny sposób zmieniała się z zmęczonej w tłumiącą skrzętnie wesołość, tak jakby zmęczony trampek przybierał fabryczną świeżość.
- Co cię tak śmieszy, zapytałem, pofolguj sobie i pokpij ze mnie bo niczym kpiarsko mi nie ustępujesz.
Przyszło mi wówczas na myśl, że Głos specjalizuje się w ochwaceniu kłusaków, przepraszam chcę powiedzieć osłów.
- Rzeczywiście jesteś osioł.
- Niech pomyślę czy masz rację, hm, dwa niezbite fakty świadczą o tym że źle mnie sklasyfikowałeś, pomyliłeś gatunek ewolucyjny. Po pierwsze nie umiem strzyc uszami a po drugie nie potrafię też oganiać się przed komarami tak jak to potrafi osioł oganiając się przed muchami. Mimo że potrafię tak jak osioł zaprzeć się w wąskim przesmyku i ani w jedną ani w drugą stronę nie daję się popychać.
- Chyba mnie przekonałeś, najbardziej drugim faktem cha ! cha ! cha !
- No to odniosłem co prawda mały sukces, ale przecież sukces, bo uświadomić cokolwiek tępemu skalpelowi nie znającemu najprostszych zagadnień o których już wiedzieli Fenicjanie ale także niejaki Pitagoras, to jak by nie było, jakimś sukcesikiem jest.
- Oceniasz mnie zbyt niepochlebnie, umiem policzyć wszystkie kości składające się na rusztowanie chociażby takiego wozaka kamieni jak ty.
- Ale mi osiągnięcie, na pierwszym roku medycyny każdy student już ten rachunek zna!
Gestem przykrycia szklaneczki dłonią, zakończyliśmy jedyny przechył "Szkockiej".
Nasze żarty nie obrażają nas wzajemnie, służą często jako osnowa do rozwiniętych opowiadań w sytuacjach kiedy przyjaciele oczekują od nas integracji świeżych fajnych,wesołych dusz w naszym towarzystwie.
Za bramą odezwał się klakson, akurat, w połowie mojej kwestii o dziewczętach w białych studenckich czapkach które obserwowałem od czasu do czasu w tramwaju, powracały z UAM. Ja zaś kierowałem się w okolicę fary w pobliżu Rynku., prawie wszystkie zaplatały warkocz, wszystkie poruszały tematy ważne, to były dziewczęta o wyróżniającym się etosie. Uśmiechnięte, niebieskookie, nie przekrzykujące się ... takie utrwaliły się w moim sercu i pamięci.
- Zobacz Janusz kogo tam przywiało.
(piszę w krótkich chwilach przerw podczas ważniejszych obowiązków)
c.d.n.
Już już zbierałem się by dokończyć podjęty temat , ale rozpraszają mnie wnuczki do tego stopnia, że moja podzielność uwagi legła w gruzach!
Odkładam zakończenie tematu pokuty na czas nieco późniejszy. Uparte potworki wymusiły na mnie by zostać ich słuchaczem cyklu kameralnych koncertów na skrzypce i organki ustne.Nie miałem jak się wymigać przed
taką propozycją bo wcześniej podstępnie zapytały czy je kocham, kiedy to potwierdziłem wówczas zaraz poprosiły mnie na koncert. Tak oto dałem się wpuścić w mali... stop! W maliny już nie wchodzę, jeżeli już mam się dotlenić,to wolę kamieniste przejrzyste górskie okoliczne szlaki , lub ścieżkę mojego mini ogródka skalnego..
Jeszcze fotka koncertujących młodych Dam... i do zobaczenia w nieco późniejszych dniach sierpnia.
Po-szły w po-le kur-ki trzy
d d a a h h a
i gę-sie-go so-bie szły
g g fis fis e e d
Brawooo...
c.d.
Wracając do momentu w którym Janusz pofatygował się sprawdzić czyj to klakson odezwał się przed bramą.
Po krótkiej chwili , zamiast Janusza pojawiła się typowa w moim guście postać . Wybełkotałem.. nie-mo - żli-we, przylazło , dodałem jeszcze niezbyt głośny okrzyk, O! Liwia !
- Nie zrobisz zemnie Liwii, Zawsze byłam Oliwią. Nie odbierasz telefonu, tym samym nie mogłam ciebie uprzedzić że ziemniaki będziesz piekł samemu, lub z tym 'skalpelem'.
- O, a gdzie on się podział?
- Pojechał coś załatwić, powiedział ,że szybko wróci.
- Wpadłaś na chwilkę, czy możeee..
- Możeee - odparła tym samym.
- Poskarżyłem się Januszowi że jesteś ochwat mistrzynią, jeszcze inne łatki przypiąłem ci , bo powiedziałem że masz głos jak ta lewacka biblio-znawczyni i że drugiej takiej jak ty i tak kapryśnej baby to i z pochodnią nie znajdzie od Samarkandy po Gibraltar.
- Tu akurat wierzę ci, bo to do ciebie pasuje jak ulał. Nie pierwszy raz słyszę jak zmieniasz zdanie, choćby to, że zachwycasz się moim dziewczęcym głosem przekazywanym po drucie lub bezprzewodowo ,by za moment porównać mnie do tej czerwonej ropuchy, albo co gorsze do tej co w "Szkle" pieprzy od rzeczy bo to typ o zawężonym horyzoncie umysłowym i jeszcze - jak się zdaje wytrzebiona.
- Dobre sobie, dziewczęcy głos dziewuszki, od sześciu dekad uwodzicielki , wprawdzie apetycznej, wprawdzie wyjątkowej, wprawdzie słodkiej jak świeży miód - ale chimerycznej.
- Zarobisz zaraz Jurku w glacę, a dokładniej w ten zaczątek tonsury na twojej łepetynie, muszę się tylko do ciebie przysunąć..
*
Jako rzekła tak też się stało, dostałem jednego całuska, zawsze dostawałem kilka,tym razem poskąpiła. Jako nawiązkę poklepała mnie w glacę i dodała że dałaby o wiele więcej pod warunkiem że musiałaby wiedzieć co się u mnie pod tą tonsurą jeszcze lęgnąć może.
- Znam cię draniu na tyle długo, że powinieneś być dla mnie tak przejrzysty jak japońska bibułka naklejana na polichromia w wiadomym celu, albo tak przejrzysty jak źródlana woda w tym miejscu do którego mnie kiedyś zaprowadziłeś i próbowałeś mnie...
- Tak pamiętam to źródełko - przerwałem jej wpół zdania - proszę mów ciszej, bo jeszcze ktoś czyli sąsiad może nas podsłuchać i zaświadczy przeciwko mnie gdybyś oskarżyła mnie o zniewolenie.A jeżeli o zniewolenie chodzi, to raczej ty mnie zniewoliłaś, tam na stoku z którego rozciągał się widok na most i niebieski z tamtej perspektywy Dunajec.
- Dodaj jeszcze to, że przed Dunajcem jest droga którą zniewolony do utraty tchu miałeś jeszcze tyle siły że zawiozłeś mnie do Szczawnicy.
- Nie jestem aż tak drobiazgowy, bo gdybym był to musiałbym dodać i to, że dobrałaś się do mnie i mojej niewinności jak do makowego toru.
- Dlaczego akurat makowego, panie niewiniątko?
- Bo taki najlepiej lubię.
- No i wylazł z ciebie lubieżnik jak się patrzy na twoje usta z resztkami makowca i lukru , i te ogniki w twoich oczach. Z jednej strony przyganiasz a z drugiej oblizujesz się patrząc na mnie jak na ten właśnie makowy tort.
Właściwie to ja mogłabym się poskarżyć i tobie przypinając łatkę zniewalającego makowe panienenki.
- Jakąś rację muszę ci Głosie przyznać. Jest coś magicznego w czerwonej zwiewnej sukience i w koczku jaki wówczas nosiłaś, a błyszczał i kokietował czernią jak niezwykły i rzadki czarny brylant.
Nie minęły trzy kwadranse jak powrócił Janusz ze swoim słodkim bagażem o którym mówi; że
przyszło mu go tachać na dobre i na złe, na dobrą i złą pogodę a nawet w chłodną noc musi go okrywać
z troski by nie tracił nic ze swego gorącego ognia. Na powitanie - jak wymaga etykieta było przytulanie i całusy. W całuskach Janusz jest , według jego własnych słów, niestrudzonym ochotnikiem.W pewnych okolicznościach pieczętuje nimi drogę od dużego palca stopy aż po czoło i prawie tą samą ścieżką wraca do miejsca startu.. Tym razem nie miał szans na tę "krajoznawczą wycieczkę" więc zagadnął ;
- O czym nawijacie , albo zapytam inaczej, komu tym razem wystawiacie cenzurkę ?
- Tym razem Jerzy handryczy się ze mną i uskarża się na swój los z pozbawionego dziewictwa za moją przyczyną , powiedz "skalpel" sam, czy może być coś bardziej pokrętnego niźli taki jego w stosunku do mnie zarzut?
- Może, ale zaznaczam, że nie dotyczący was obojga.
- Czyli ?
- Takie coś jak Kłapacz, to to, czyli takie coś, plasuje się w czołówce kłamstwa, unosi się na wierzchu śmierdzącego tygla ohydy, i działa odrażająco na mężczyznę, który od czasu stworzenia zawsze patrzył z pożądaniem na kobietę.
*
*
Poruszyliśmy wiele innych tematów, już bez przypinania sobie łatek, które nam dodają blasku i wywołują śmiech, nigdy zaś zażenowanie,a to dlatego, że pozwalamy tylko sobie , i wyłącznie sobie, na takie kameralne hopsasa. Słodki Balast Janusza, ciągle milczał, do momentu przejęzyczenia zwracając się do mnie;
- Pozwól zemną, pokażę ci dołek.
- Cooo.. pokażesz ?
- Oj tam, pomyliłam osoby. ,to ty masz mi pokazać dołek.
- Nie jestem Krzysiem któremu ponoć dołek wydłubali
- Z dołkiem czy bez dołka jednako jesteś wariat, na pocukrzenie dodam że nieszkodliwy.
- Ewuś, dodaj też , że przystojny, zwłaszcza kiedy nie zapomnę założyć protezy upiększającej mój czarujący uśmiech i to, że nigdy ci nie wypominam wreszcie zmiany poglądu na ważne sprawy państwa, którym włada od czasu Magdalenki, z maleńką przerwą , polityczna - chciałoby się powiedzieć, mafia.
Zobacz, to jest ten dołek, wiatr nie roznieca żaru sięgającego do połowy jego wysokości. Pamiętasz jak niewygodne były ogniska w których piekliśmy ziemniaki? Zrobiłem również specjalny stelaż na sztućce do grillowania i trójnóg z żeliwiakiem na łańcuchach, teraz już nam nie będzie wylewała się grochówka gotowana według wojskowego przepisu.
_ Masz rację, będzie fajnie. Przywiozłam boczek, ty zapewne masz resztę?
- Tak, mam duszko złota, mam całą potrzebną resztę. Mamy też jeszcze czas do wieczora.
Janusz będzie dzisiaj zajmował się grillowaniem, zawsze mnie wrabia w to zajęcie,ale dzisiaj to będzie jego zadaniem . Wieczór spędzimy pod parasolem, OK ?
- Dobrze, idę póki co i przygotuję kawę, tobie jak zwykle rozpuszczalną z odrobiną mleka,tak ?
- Tak z odrobiną.
Dzień trzeci wieczorem.
Januszowi ciężko było odlepić tyłek od fotelika na ganku, znalazł nowy temat do przekomarzania się z Głosem. Ma wrodzony talent do przekazywania wiedzy, którą potrafi zainteresować nawet takiego który przy straganie zwraca się do Janusza w taki sposób; dzień dobry panu, mógłby mi pan zrobić do jutra trzy 'złociaki', brakuje mi na wino, mam już zrobione pięćdziesiąt 'grosiaków' ?
Janusz wykorzystuje taką sytuację, dokłada trzy złote, ale tłumaczy takiemu że zawartość reszty kwasowej w bełcie jest szkodliwa, zwłaszcza że jego białka w oczach świadczą o czymś groźnym, przypominają kolor kaczeńca w rowie. Wybór zaś kaczeńca dla porównania z kolorem białek ocznych rozsychającego się jak beczka bez wody proszącego o 'pożyczkę do jutra' delikwenta , w wykonaniu bankiera Janusza nie jest przypadkowy bowiem pożyczkobiorcę i kaczeńce łączy często wspólny rów oddalony od straganu jakieś piętnaście kroków .
Teraz zaś Janusz z Głosem podjęli temat horrendalnej różnicy cen leków w zależności od aptekarskich zapędów nuworyszy. Zatem mnie, mimo kilkakrotnej próby zrzucenia z siebie tego zadania, przypadło nie po raz pierwszy rozpalenie ogniska..
Usiedliśmy z Ewą nieco dalej do czasu kiedy stos wypali się przynajmniej w połowie przed ponownym dorzuceniem drew wysuszonej i pociętej brzozy z domieszką pociętych gałęzi mocno prześwietlonej staruszki jabłoni.
- Jerzy, mam prośbę więc zapytam, kiedy poświęcisz mi jedną, a najlepiej kilka bezksiężycowych nocy ?
Odwróciłem się w tym momencie w stronę ganku i zapytałem :
- Janusz, to prawda ze Ewa nie lubi przy świecach, pewnie też przy ognisku , pytam bo nie lubi w księżycową noc, zapewne też w dzień , być może też przy racach noworocznych ? - to jak to z nią jest ?
- Lubi, lubi, dlaczego o to pytasz ?
- Pytam bo chce bym poświęcił jej kilka nocy bezksiężycowych.
- Nie słuchaj tego wariata, chodziło mi o zaliczenie...
Przerwałem jej wpół zdania.
- A nie mówiłem ?!
- Chodziło mi o zaliczenie jeszcze kilku obiektów Messiera. Wiesz dobrze, że on wykorzysta każdą sytuację dla - jak on to nazywa - robienia sobie jaj naszym kosztem.
-Dobry pomysł, ja też bym się przyłączył, zapewnił Janusz. Nie jesteśmy mu dłużni, on nas robi w jajo my z niego robimy balon i jest po równo.
- To ja również się przyłączę, zapiszczał Głos pocierając jedno o drugie śliczne aksamitnie ' ciągle dziewicze' kolano.
Ożywiło się wreszcie Bractwo Nocnych Żeglarzy po nocnym oceanie trzymających się zawsze kursu jaki wyznacza równik galaktyczny..
Hej ! Ty tam na ganku siedzący tuż przy wianku, zawołałem, zostawiamy ci szpady z nadzieniem, nie przypal. Ziemniaki umieściłem w centrum przygasającego żaru. Dosyp tylko kilka garści zrębków i dokończ dzieła tak byśmy mieli powód do wychwalania twoich umiejętności grillowania..
Ja z dziewczynami przeniosłem się pod parasol. Tuż nad widnokręgiem pojawił się złoty sierp Księżyca.
Oliwia z wlepionym w urok Księcia wzrokiem po chwili zakomunikowała.
- Od niego się zaczęła nasza przygoda, nigdy bym być może nie obserwowała w ten sposób tego co - jak ty to mówisz - świeci nad naszymi głowami. Kiedy pokazałeś mi, że do obserwacji czterech księżyców Jowisza wystarczy dobra lornetka, to od tego momentu zapragnęłam czegoś więcej.
Astronomii uczyłam się w "Ogólniaku", ale to przed laty, i bez praktycznego podglądania nieba.
A kiedy sama zaliczyłam lornetką jeden z obiektów Messiera M-31 i podwójną w Perseuszu X + h, poczułam że coś mnie wciąga w tę otchłań, albo powiem inaczej, czułam się wniebowzięta.
- Ślicznie to ujęłaś Oliwio, u mnie odbyło się to trochę inaczej. Janusz za radą Jerzego szukał zżętych pól z mendlami owsa. W ciepłe noce braliśmy pled i zagrzebani w snopach gapiliśmy się w niebo Ja zaczęłam od nazw konstelacji i mitologii związanej z konstelacjami. Podsunął mi to Jerzy, wiedział że mitologia nie jest mi zupełnie obca, więc trafił dokładnie w cel jaki wspólnie obrali z Januszem .
Po chwili, ni to z gruchy ni z pietruchy , cicho zaintonowały;
Jeden uśmiech mi daj
I Jedno spojrzenie
Słodkości daj skraj
I Niezaprzeczenie ...
Dokończyłem samemu:
A ja ci z nawiązką
Oddaję świat cały
I z mirtem gałązkę
W twój bukiet nieśmiały
Przyznam, że zrobiło mi się winno - miodowo na duszy.
Eh ! Sikorki, od snopów owsa do łanów jęczmienia jest bliżej niźli do Janusza , który siedząc przy ogniu
rzuca na ścianę diabelski cień i jakby przypalał na rożnie kukułkę grodzką , jakie onegdaj na obrzeżach średniowiecznego Krakowa zaczepiały ciągnących pod Wawel ciurów. Kalisz też się szczycił brudem i zamtuzami w pobliżu karczm, jednak grodzka ladacznica spod rogatki ,śmierdząca fają i cuchnąca z niedomycia, na ogień piekielny najbardziej zasługiwała.
- Wiem co masz na myśli, pewnie chodzi ci o łany pszenicy a w dalszej konsekwencji o jęczmień i uległą Ann.
Zaśpiewajmy Ewo zatem Jerzemu jego ulubioną piosenkę w polskiej wersji, którą pierwszy raz słyszałam w krakowskiej " Piwnicy ".
- Pozwól zemną, pokażę ci dołek.
- Cooo.. pokażesz ?
- Oj tam, pomyliłam osoby. ,to ty masz mi pokazać dołek.
- Nie jestem Krzysiem któremu ponoć dołek wydłubali
- Z dołkiem czy bez dołka jednako jesteś wariat, na pocukrzenie dodam że nieszkodliwy.
- Ewuś, dodaj też , że przystojny, zwłaszcza kiedy nie zapomnę założyć protezy upiększającej mój czarujący uśmiech i to, że nigdy ci nie wypominam wreszcie zmiany poglądu na ważne sprawy państwa, którym włada od czasu Magdalenki, z maleńką przerwą , polityczna - chciałoby się powiedzieć, mafia.
Zobacz, to jest ten dołek, wiatr nie roznieca żaru sięgającego do połowy jego wysokości. Pamiętasz jak niewygodne były ogniska w których piekliśmy ziemniaki? Zrobiłem również specjalny stelaż na sztućce do grillowania i trójnóg z żeliwiakiem na łańcuchach, teraz już nam nie będzie wylewała się grochówka gotowana według wojskowego przepisu.
_ Masz rację, będzie fajnie. Przywiozłam boczek, ty zapewne masz resztę?
- Tak, mam duszko złota, mam całą potrzebną resztę. Mamy też jeszcze czas do wieczora.
- Kiedy to palenisko zrobiłeś ?
- Kilka dni temu, już piekłem pyrki, palenisko zdało egzamin. Wiesz że lubię nawet lekko zwęgloną skórkę,
zajadam się nimi posolonymi z odrobiną masła. Mam tak od dzieciństwa kiedy jesienią po wykopkach gospodarze często piekli na polach pyry. Zawsze brałem udział w tym pieczeniu. Nawet Janusz przekonał się do takich ziemniaków z masłem . Zresztą nie same ziemniaki są atrakcją przy ognisku, jesteście wy, są wspomnienia , i ten cudowny nastrój jaki sobie wypracowaliśmy.
- Masz rację Jurku, masz rację. Bardzo mnie ubawiło wspomnienie naszych ognisk kiedy po czeskiej stronie zamówiliśmy knedliczki z nijakim sosem i kawę zupełnie przypominającą ongiś zbożową czy też tą o nazwie "Turek". Wszyscy wówczas pomyśleliśmy o naszych ogniskowych smakołykach. Parsknęłam uciesznym śmiechem na tę naszą zgodność myśli.
- Ewuś, pierwsza jawnogrzesznico, zaparzysz teraz kawę, ja przyniosę ziemniaki, naręcze drew, przygotuję mały stos w palenisku, potnę na wstęgi boczek i posiedzimy na ganku przy kawie.- Kilka dni temu, już piekłem pyrki, palenisko zdało egzamin. Wiesz że lubię nawet lekko zwęgloną skórkę,
zajadam się nimi posolonymi z odrobiną masła. Mam tak od dzieciństwa kiedy jesienią po wykopkach gospodarze często piekli na polach pyry. Zawsze brałem udział w tym pieczeniu. Nawet Janusz przekonał się do takich ziemniaków z masłem . Zresztą nie same ziemniaki są atrakcją przy ognisku, jesteście wy, są wspomnienia , i ten cudowny nastrój jaki sobie wypracowaliśmy.
- Masz rację Jurku, masz rację. Bardzo mnie ubawiło wspomnienie naszych ognisk kiedy po czeskiej stronie zamówiliśmy knedliczki z nijakim sosem i kawę zupełnie przypominającą ongiś zbożową czy też tą o nazwie "Turek". Wszyscy wówczas pomyśleliśmy o naszych ogniskowych smakołykach. Parsknęłam uciesznym śmiechem na tę naszą zgodność myśli.
Janusz będzie dzisiaj zajmował się grillowaniem, zawsze mnie wrabia w to zajęcie,ale dzisiaj to będzie jego zadaniem . Wieczór spędzimy pod parasolem, OK ?
- Dobrze, idę póki co i przygotuję kawę, tobie jak zwykle rozpuszczalną z odrobiną mleka,tak ?
- Tak z odrobiną.
Dzień trzeci wieczorem.
Januszowi ciężko było odlepić tyłek od fotelika na ganku, znalazł nowy temat do przekomarzania się z Głosem. Ma wrodzony talent do przekazywania wiedzy, którą potrafi zainteresować nawet takiego który przy straganie zwraca się do Janusza w taki sposób; dzień dobry panu, mógłby mi pan zrobić do jutra trzy 'złociaki', brakuje mi na wino, mam już zrobione pięćdziesiąt 'grosiaków' ?
Janusz wykorzystuje taką sytuację, dokłada trzy złote, ale tłumaczy takiemu że zawartość reszty kwasowej w bełcie jest szkodliwa, zwłaszcza że jego białka w oczach świadczą o czymś groźnym, przypominają kolor kaczeńca w rowie. Wybór zaś kaczeńca dla porównania z kolorem białek ocznych rozsychającego się jak beczka bez wody proszącego o 'pożyczkę do jutra' delikwenta , w wykonaniu bankiera Janusza nie jest przypadkowy bowiem pożyczkobiorcę i kaczeńce łączy często wspólny rów oddalony od straganu jakieś piętnaście kroków .
Teraz zaś Janusz z Głosem podjęli temat horrendalnej różnicy cen leków w zależności od aptekarskich zapędów nuworyszy. Zatem mnie, mimo kilkakrotnej próby zrzucenia z siebie tego zadania, przypadło nie po raz pierwszy rozpalenie ogniska..
Usiedliśmy z Ewą nieco dalej do czasu kiedy stos wypali się przynajmniej w połowie przed ponownym dorzuceniem drew wysuszonej i pociętej brzozy z domieszką pociętych gałęzi mocno prześwietlonej staruszki jabłoni.
- Jerzy, mam prośbę więc zapytam, kiedy poświęcisz mi jedną, a najlepiej kilka bezksiężycowych nocy ?
Odwróciłem się w tym momencie w stronę ganku i zapytałem :
- Janusz, to prawda ze Ewa nie lubi przy świecach, pewnie też przy ognisku , pytam bo nie lubi w księżycową noc, zapewne też w dzień , być może też przy racach noworocznych ? - to jak to z nią jest ?
- Lubi, lubi, dlaczego o to pytasz ?
- Pytam bo chce bym poświęcił jej kilka nocy bezksiężycowych.
- Nie słuchaj tego wariata, chodziło mi o zaliczenie...
Przerwałem jej wpół zdania.
- A nie mówiłem ?!
- Chodziło mi o zaliczenie jeszcze kilku obiektów Messiera. Wiesz dobrze, że on wykorzysta każdą sytuację dla - jak on to nazywa - robienia sobie jaj naszym kosztem.
-Dobry pomysł, ja też bym się przyłączył, zapewnił Janusz. Nie jesteśmy mu dłużni, on nas robi w jajo my z niego robimy balon i jest po równo.
- To ja również się przyłączę, zapiszczał Głos pocierając jedno o drugie śliczne aksamitnie ' ciągle dziewicze' kolano.
Ożywiło się wreszcie Bractwo Nocnych Żeglarzy po nocnym oceanie trzymających się zawsze kursu jaki wyznacza równik galaktyczny..
Hej ! Ty tam na ganku siedzący tuż przy wianku, zawołałem, zostawiamy ci szpady z nadzieniem, nie przypal. Ziemniaki umieściłem w centrum przygasającego żaru. Dosyp tylko kilka garści zrębków i dokończ dzieła tak byśmy mieli powód do wychwalania twoich umiejętności grillowania..
Ja z dziewczynami przeniosłem się pod parasol. Tuż nad widnokręgiem pojawił się złoty sierp Księżyca.
Oliwia z wlepionym w urok Księcia wzrokiem po chwili zakomunikowała.
- Od niego się zaczęła nasza przygoda, nigdy bym być może nie obserwowała w ten sposób tego co - jak ty to mówisz - świeci nad naszymi głowami. Kiedy pokazałeś mi, że do obserwacji czterech księżyców Jowisza wystarczy dobra lornetka, to od tego momentu zapragnęłam czegoś więcej.
Astronomii uczyłam się w "Ogólniaku", ale to przed laty, i bez praktycznego podglądania nieba.
A kiedy sama zaliczyłam lornetką jeden z obiektów Messiera M-31 i podwójną w Perseuszu X + h, poczułam że coś mnie wciąga w tę otchłań, albo powiem inaczej, czułam się wniebowzięta.
- Ślicznie to ujęłaś Oliwio, u mnie odbyło się to trochę inaczej. Janusz za radą Jerzego szukał zżętych pól z mendlami owsa. W ciepłe noce braliśmy pled i zagrzebani w snopach gapiliśmy się w niebo Ja zaczęłam od nazw konstelacji i mitologii związanej z konstelacjami. Podsunął mi to Jerzy, wiedział że mitologia nie jest mi zupełnie obca, więc trafił dokładnie w cel jaki wspólnie obrali z Januszem .
Po chwili, ni to z gruchy ni z pietruchy , cicho zaintonowały;
Jeden uśmiech mi daj
I Jedno spojrzenie
Słodkości daj skraj
I Niezaprzeczenie ...
Dokończyłem samemu:
A ja ci z nawiązką
Oddaję świat cały
I z mirtem gałązkę
W twój bukiet nieśmiały
Przyznam, że zrobiło mi się winno - miodowo na duszy.
Eh ! Sikorki, od snopów owsa do łanów jęczmienia jest bliżej niźli do Janusza , który siedząc przy ogniu
rzuca na ścianę diabelski cień i jakby przypalał na rożnie kukułkę grodzką , jakie onegdaj na obrzeżach średniowiecznego Krakowa zaczepiały ciągnących pod Wawel ciurów. Kalisz też się szczycił brudem i zamtuzami w pobliżu karczm, jednak grodzka ladacznica spod rogatki ,śmierdząca fają i cuchnąca z niedomycia, na ogień piekielny najbardziej zasługiwała.
- Wiem co masz na myśli, pewnie chodzi ci o łany pszenicy a w dalszej konsekwencji o jęczmień i uległą Ann.
Zaśpiewajmy Ewo zatem Jerzemu jego ulubioną piosenkę w polskiej wersji, którą pierwszy raz słyszałam w krakowskiej " Piwnicy ".
Jęczmienne łany
Było to nocą w porze żniw,
gdy śliczny jest łan pszenny -
w księżyca jasny blask wśród niw,
wybrałem się do Annie.
Niepostrzeżenie mijał czas,
aż się zgodziła wdzięcznie,
gdy poprosiłem tylko raz:
Odprowadź mnie przez jęczmień!
Błękitne niebo, ucichł wiatr
i księżyc opromieniał,
a jam ją zgodną, chętną kładł
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Wiedziałem, miłość łączy nas
z pierwszego już wejrzenia
więc całowałem raz po raz
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Pszenicy łan i łan jęczmienia
prześlicznie się zieleni;
noc szczęsna, nie do zapomnienia
wśród łanów z moją Annie.
Zamknąłem ją w uścisku splot,
jej serce biło w drżeniach.
Szczęsne to miejsce było, ot,
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Lecz na ten księżyc i gwiazd moc,
co noc tę opromieniał -
i ona wciąż tę pomni noc
wśród łanów, wśród jęczmienia.
gdy śliczny jest łan pszenny -
w księżyca jasny blask wśród niw,
wybrałem się do Annie.
Niepostrzeżenie mijał czas,
aż się zgodziła wdzięcznie,
gdy poprosiłem tylko raz:
Odprowadź mnie przez jęczmień!
Błękitne niebo, ucichł wiatr
i księżyc opromieniał,
a jam ją zgodną, chętną kładł
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Wiedziałem, miłość łączy nas
z pierwszego już wejrzenia
więc całowałem raz po raz
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Pszenicy łan i łan jęczmienia
prześlicznie się zieleni;
noc szczęsna, nie do zapomnienia
wśród łanów z moją Annie.
Zamknąłem ją w uścisku splot,
jej serce biło w drżeniach.
Szczęsne to miejsce było, ot,
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Lecz na ten księżyc i gwiazd moc,
co noc tę opromieniał -
i ona wciąż tę pomni noc
wśród łanów, wśród jęczmienia.
Słowa: Robert Burns
*
Zbliżał się moment który drażni nozdrza zapachem peklowanego boczku z wyglądu przypominającego rumianą sprężynę, któremu apetyczny kolor nadają tlące się zrębki olchowego drewna.
Na taką i podobne okoliczności przechowuję w drewutni pocięte w plastry i wybrane do tego celu pnie , najczęściej jesionu. Sprawdzają się wyśmienicie w roli talerzy, tym bardziej, że ich średnica przekracza trzydzieści centymetrów. Nie polerowane, lekko szorstkie po cięciu piłą łańcuchową, nadają urok i tworzą odpowiadający nam nastrój. Trzymam odpowiednią przyprawę do grillowanego boczku w ponad stuletnim,
wytoczonym na kształt beczułki pojemniku z pnia wiśni. Po tylu latach nadal szczelną ma pokrywkę i zewnętrzną fakturę polerowanego gładkiego drewna, zapewne polerowanego innym kawałkiem wiśniowego drewienka.
Tym razem jako dodatek mieliśmy przygotowaną potarganą sałatę z koktajlowymi pomidorkami, plastrami cebuli, kiełkami, roztartym czosnkiem i koktajlowymi krewetkami. Dziewczyny wolały zieloną herbatę, my zaś z Januszem zadowoliliśmy się 0,3 l czeskim Pilznerem.
Nieodzownym dodatkiem, zwieńczającym kulinarne dzieło, odpowiadające nam smakiem i techniką wykonania, jest zawsze jedna kromka stuprocentowego żytniego chleba.
Wreszcie !
Dziewczętom śmiały się oczęta, chrupały sałatę pełnymi buziami, miłe, urocze, z pysiami wypchanymi jak chomiki, jak chomiki bo one nie mają ogonków..
Koniec uczty przy zaglądającym na nasz stół Księciu, który ciągle ma apetyt na Wenerę to zbliżając się pozornie na niebie do niej, to oddalając, ukoronowały ziemniaki z popiołu ogniska, z masłem, posolone odrobinkę. by bardziej smakowała herbata tudzież piwo.
Zbliżał się moment który drażni nozdrza zapachem peklowanego boczku z wyglądu przypominającego rumianą sprężynę, któremu apetyczny kolor nadają tlące się zrębki olchowego drewna.
Na taką i podobne okoliczności przechowuję w drewutni pocięte w plastry i wybrane do tego celu pnie , najczęściej jesionu. Sprawdzają się wyśmienicie w roli talerzy, tym bardziej, że ich średnica przekracza trzydzieści centymetrów. Nie polerowane, lekko szorstkie po cięciu piłą łańcuchową, nadają urok i tworzą odpowiadający nam nastrój. Trzymam odpowiednią przyprawę do grillowanego boczku w ponad stuletnim,
wytoczonym na kształt beczułki pojemniku z pnia wiśni. Po tylu latach nadal szczelną ma pokrywkę i zewnętrzną fakturę polerowanego gładkiego drewna, zapewne polerowanego innym kawałkiem wiśniowego drewienka.
Tym razem jako dodatek mieliśmy przygotowaną potarganą sałatę z koktajlowymi pomidorkami, plastrami cebuli, kiełkami, roztartym czosnkiem i koktajlowymi krewetkami. Dziewczyny wolały zieloną herbatę, my zaś z Januszem zadowoliliśmy się 0,3 l czeskim Pilznerem.
Nieodzownym dodatkiem, zwieńczającym kulinarne dzieło, odpowiadające nam smakiem i techniką wykonania, jest zawsze jedna kromka stuprocentowego żytniego chleba.
Wreszcie !
Dziewczętom śmiały się oczęta, chrupały sałatę pełnymi buziami, miłe, urocze, z pysiami wypchanymi jak chomiki, jak chomiki bo one nie mają ogonków..
Koniec uczty przy zaglądającym na nasz stół Księciu, który ciągle ma apetyt na Wenerę to zbliżając się pozornie na niebie do niej, to oddalając, ukoronowały ziemniaki z popiołu ogniska, z masłem, posolone odrobinkę. by bardziej smakowała herbata tudzież piwo.
*
kolejny czwarty i piąty dzień , to czas tworzenia mini skalnego ogródka. Są rośliny, które najbardziej zachwycają kiedy stworzy im się otoczenie przypominające naturalne miejsca występowania, albo takie, które chętnie opanowują.
Jak dla mnie, dodatkową atrakcją takich miejsc jest to, że są one chętnie odwiedzane przez owady.
Gdyby mnie ktoś zapytał, po co ci to wszystko, w odpowiedzi podparłbym się górą i Mahometem.
kolejny czwarty i piąty dzień , to czas tworzenia mini skalnego ogródka. Są rośliny, które najbardziej zachwycają kiedy stworzy im się otoczenie przypominające naturalne miejsca występowania, albo takie, które chętnie opanowują.
Jak dla mnie, dodatkową atrakcją takich miejsc jest to, że są one chętnie odwiedzane przez owady.
Gdyby mnie ktoś zapytał, po co ci to wszystko, w odpowiedzi podparłbym się górą i Mahometem.
:o)
.
Dobrze, że ja nie miewam grzesznych myśli , to i taczek ciągać nie muszę :)
OdpowiedzUsuńBratnia
OdpowiedzUsuńWzorze cnoty i świętości
Prawe serce niewinności
Nie masz myśli tchnących grzechem
O czym głoszą skały echem...
Bo po prostu nie masz taczek
Taka prawda ! bo inaczej
Kamień byś woziła z Wisły
Aż by wdzięki Ci obwisły..
:o)))
Z tymi obwisami to już czarnowidztwo :)
OdpowiedzUsuńNie czarnowidztwo tylko przestroga, uwierz mi, wisus Ci to mówi. :o))
OdpowiedzUsuńLiryku, ale się dałeś wpuścić w maliny miłemu Głosowi...:))) A kamienie niczego sobie. Podobają mi się zwłaszcza te kwiatki miedzy nimi z drugiego dnia. Istne cudo po prostu. Serdeczności
OdpowiedzUsuńBędzie bardzo oficjalnie i bardzo poważnie!
OdpowiedzUsuńSzanowna Pani Barbaro
Kwiatuszki rzeczywiście stanowią rarytas pośród skał, każdy hetero mężczyzna Pani to powie. Nie ma jak lewizna na harde i twarde jak skała serce każdego kto z dumą nosi spodnie ukrywając w nich żylaki, koślawość nóg, owłosienie będące reliktem pra pra hominidy, czasem blizny (jak moje).
Tylko wyjątkowe kobiety są w sianie dostrzec to wszystko o czym napisałem bo same w sobie potrafią kwiatuszkami pozostać w każdej sytuacji.
Wyrazy uszanowania, serdeczności, uśmiech szczery ( trochę wykrzywiony bo dolna dwójka gdzieś mi się zapodziała podczas śniadania, no i tik prawego oka zawsze pojawiający się kiedy mnie trema ogarnia podczas kontaktu z kimś wyjątkowym płci przeciwnej.
;;;o))
Errata
OdpowiedzUsuńWiersz drugi,pierwszy wyraz z lewej, jest lewizna, winno być - Lewizja, rodzaj roślin wieloletnich z rodziny zdrojkowatych.
Wiersz czwarty, piąty wyraz od lewej, jest w sianie, winno być w stanie, np. stan emocjonalny.
Za treść którą można by uznać jako przemycenie podtekstów bardzo przepraszam.
Autor
;o)))
Szanowny Panie Jerzy :)
OdpowiedzUsuńjakoś mi niezbyt pasuje ta oficjalna forma kontaktu z Panem, ale niech tam...;) Może być i tak. Kwiatki robią na mnie wrażenie, aż się dusza na ich piękny widok śmieje... A co do tremy Waści wierzyć się nie chce, że taki duży chłopiec cos takiego w sobie może nosić ;))) pozdrawiam słonecznie, kwieciście...
Lady Barbara
OdpowiedzUsuńNie ma mnie na Blogu, jestem z wnuczkami wszędzie tam gdzie licho je poniesie.Żyć spokojnie mi nie dają, nosi je wszędzie tam gdzie da się wściubić nos, pewnie to już taka jakaś rodzinna przywara. I na co mi to było... :o) I na co mi przyszło :o)
Pozdrawiam, Wnusie też ... posdlawiają..
A niech to !
Ja, czyli słodki dziadek według wypowiadanej często opinii najstarszej Natalii. Oczywiście nie jest to darmowa opinia, a zawartość cukru w cukrze uzależniona jest od poniesionych przeze mnie kosztów. :o)