Strony

03 stycznia, 2023

Po przeczytaniu całości zadaj sobie pytanie i odpowiedz na nie

 Życie  dniami mozaiki

Jeśli jesteś wrażliwy

jesteś celem (obcej) nahajki

Bo nie lubi  ( ludzi) prawdziwych.

 

Nie jestem ze stali

Nie podnoszę głosu

Jestem z tych kowali

Od własnego losu…

Szukając ukojenia w zewnętrznej niszy

Wśród tekstów archiwalnych korzystam z ciszy

Biblioteki pęczniejącej od słów szczęścia

W pogodny czas pogodnych dni ich poczęcia…

J.

 

Wstępem…

Zanim do meritum, do  sedna, do ukrytych głębiej pokładów analizy i przeglądu kim jeszcze jestem, i czy mnie ubyło z pokładów minionych, a żalem przeszłych dni,  bo łatwiejsza dystansem czasu bywa ocena uczciwości, jakości,  myśli , z pomocą własnego egzaminu, na ile jeszcze mnie zostało…

Mam tego świadomość, ale to nie znaczy by sobie ciągle   nie zadawać pytanie; jestem bo myślę, czy też, myślę bo jestem, by okiem rzucić i ocenić która to strona w której zadaję to pytanie.

Kontekst…

W kontekście zbrodni sowieckiej tłuszczy polegającej na dosłownym gwałcie , dziewczynek. dziewcząt, panienek , wreszcie kobiet, czyli zalegalizowanego ludobójstwa, bo reakcja  świata jest  co najmniej komiczna i nie jest mi do śmiechu.  , w realu na  morderstwa sowieckiej cuchnącej tłuszczy,  jedynym moim posunięciem byłoby  użycie broni przeciwko  takim sadystom z mongolskim rodowodem  prymitywnej nacji, której wojna umożliwiła  spojrzenie na cywilizowany świat.

Wszystko to  o czym powyżej, sprowokowało mnie do przypomnienia TRAGIZMU Korczaka  i jego decyzji.

 

Korczak…

Do  meritum…

Planeta Ro - oraz słowo wyjaśnienia.

07. 03.2010  |  10:58

Podczas przegrupowania wpisów z grudnia  2007 roku 'zdjąłem' kilka fotek dotyczących Teatru Żydowskiego i  Pl. Grzybowskiego ( historycznie kiedyś  centralnego miejsca tamtej Warszawy). Przez zapomnienie fotografie nie powróciły na swoje miejsce, przy najbliższej okazji uzupełnię to i nieco rozwinę temat wracając między innymi do postaci Starego Doktora.
Kiedy ostatnio szedłem ulicą Krochmalną w Warszawie, przypomniałem sobie - , co zresztą często się mi zdarza -  fakt historyczny mający miejsce - kiedy to Janusz Korczak  ( jak wiemy Korczak to pseudonim literacki  Henryka Goldsmidta) z grupą  dwustu dzieci szedł z Domu Sierot przy ul. Krochmalnej ( wówczas w zupełnie innym miejscu zlokalizowanej), na Umschlag - Platz i później do...

O tym wszystkim opowiada właśnie sztuka  Planeta Ro.



( wszystkie foty własne)


.Planeta Ro

Od Autora

(Ryszard Marek Groński)

„Ta sztuka jest przywoływaniem zamilkłych głosów. Próbą ocalenia pamięci tych, co odeszli na zawsze, zabierając ze sobą wysokie niebo świąt, jagniątko z Hagady, blask szabasowych świec, zapamiętane z piosenki --- rodzynki i migdały."  To wyjątkowo piękne słowa Grońskiego ( w tłumaczeniu na jid. Michała Friedmana ) jakimi Autor przyozdobił wstęp do tejże sztuki...

*

Porządkując szpargały wpadł mi w ręce dawno temu podarowany przez młodego wówczas aktora Abrama Klainera, program sztuki, której prapremiera odbyła się w grudniu 1978 roku w Teatrze Żydowskim przy pl. Grzybowskim. Przypomniałem sobie zatem, że w grudniu 2007 umieściłem kilka fotosów dotyczących miedzy innymi ; Adama Czarki, wejścia do Teatru Żydowskiego i fotkę żydowskiej dziewczynki z ‘plakatu' umieszczonego wysoko w narożu budynku przy pl. Grzybowskim z ul. Próżną. Popełniłem wówczas siedząc na schodach świątyni wiersz będący zapisem chwili ,spojrzenia i tego co mi ruczajem przez duszę tam popłynęło. Wiersza tutaj nie przytaczam, niech sobie tam u podnóża tego ‘pamiętnika' spoczywa w spokoju...

*

A teraz trochę szmoncesowo.



Kiedy onegdaj natknąłem się na postacie związane z Teatrem Żydowskim, które były umieszczone w gablotach na bocznej ścianie budynku teatru , to na pierwszym miejscu z lewej strony ( stojąc frontem do tychże gablot) widniał portret Adama Czarki. Zrobiłem zdjęcia na pamiątkę bo wiedziałem, ze wrócę kiedyś do tej postaci a to ze względu na słowa Szymona Kobylińskiego którymi to słowy opatrzył maleńką książeczkę w wyborze i opracowaniu Rajmunda Floransa pt. Tylko bez cudów, z podtytułem ; Humor żydowski. W niej to właśnie przeczytałem kilka zdań o Adamie Czarce.
Z TŻ współpracował Szymon Kobyliński. Kiedyś zapytał samego Czarkę jak właściwie ma zapisać jego nazwisko bo fonetycznie sam Czarka wypowiadał je ; Cziarka...
„--- Przepraszam ( pyta Kobyliński) ,ale czy pan się nazywa Ciarka czy Czarka ?
Na co rzekł, wznosząc w górę rece;
-- Jak to, jak ? Oczywiście ze Cz i a r k a ! „
(Humor Żydowski - tamże)
Innym zaś razem, oświetleniowiec urzędujący w ciasnej klitce, kiedy ustawiał światła ,naraził się reżyserowi spektaklu który wrzeszczał w stronę przeszklonej kabiny swoje uwagi nie odnoszące skutku
--Panie Czarka, czy pan mnie słyszy ?
Na to pytany przecząco pokręcił głową. ;o)
Herosem szmoncesu był jednak Henryk Szlachet... To Szlachet powiedział; „ Jak ten szmat jest franel,to kukurydz jest zbóż ! „ . Powiedzonko było trawestowane na wiele sposobów. Było też najbardziej ulubionym przez samego Tuwima.
Kobyliński przytacza w ‘'Słowie od ilustratora ‘' jeszcze jeden ‘pereł szmoncesa ‘ dotyczący Szlacheta. Była to odzywka pana Henia do kobiety która przepraszała go za to, że usiadła do niego tyłem. Szlachet szarmancko odpowiedział; „Kobita jest jak róża, nima przód, nima tył".
;o)) kapitalne, prawda że kapitalne?!

< Henryk Szlachet jest też autorem wiekopomnego zamówienia dla filmu ‘'Młodość Chopina ‘',gdzie pocisk trafia w przydrożną kapliczkę. Nasz bohater, jako szef produkcji, wysłał więc do sklepu z dewocjonaliami asystenta, aby ten kupił - z zapasem ! - potrzebne figury naturalnej wielkości.:
‘'Pójdziesz i kupisz pięć Matek Bosek na mój rozmiar''.
A kiedy do tegoż filmu poszukiwał ( Szlachet) beznadziejnie większych ilości krochmalu ( tutaj trzeba pamiętać, że wówczas w naszym kraju zawsze czegoś gdzieś brakowało, dlatego potrzeba było mieć na podorędziu znajomości, czyli znać wszelkiej branży załatwiaczy, wtedy dopiero jako tako można było niby normalnie żyć - przypis własny) na vatermördery, czego akurat na rynek nie rzucano, zobaczył nagle na Piotrowskiej zakonnicę w kolosalnym wspaniale usztywnionym kwefie... Jak się jednak zwracać do tej duchownej osoby ? Tu piewcy pana Henia przysięgają, że się odezwał, uchylając grzecznie kapelusza: ‘'Proszę księdza samiczki...'' >
Cytat z wydania : Tylko bez cudów - humor żydowski

 

 

 



9 marzec 2010

Słowo o Korczaku.
Tak się składa, ze będąc w Stolicy wielokrotnie przekraczam granicę muru który oddzielał pewną śmierć ,od życia przed murem. To zaznaczone symbolicznie granice getta. Obiecałem sobie w sumieniu, ze muszę chociażby kilka słów upamiętnienia umieścić w Bloogu, bo nigdy za wiele przypominania jednego z najohydniejszych czynów jakim była eksterminacja Żydów - i nie tylko Żydów.
Pomyślałem sobie, że lepiej będzie przytoczyć nie moje słowa o tej heroicznej postaci jakim niewątpliwie był Janusz Korczak. Dlatego posłużę się tekstem Salomona Belisa, który został załączony do prospektu sztuki.


Janusz Korczak
Tragiczny i wstrząsający był to obraz - Janusz Korczak idący na czele 200-osobowej grupy dzieci z Domu Sierot przy ulicy Krochmalnej w Warszawie na Umschlag Platz, a później do wagonów. Szli czwórkami, obok wychowawcy. Stary Doktor z dwojgiem najmłodszych dzieci za rączki. Była to ostatnia droga jednego z najbardziej szlachetnych bojowników o ludzka godność i ludzkie szczęście. Wówczas śmierć była żydowską codziennością. Podobnie, jak Doktor Janusz Korczak, tak wielu innych pedagogów zginęło na swych posterunkach. Domy sierot wszędzie szły na pierwszy ogień, ale nie odstraszało to ani nauczycieli, ani personelu pomocniczego zakładów do pozostania na swych pozycjach do ostatniej chwili ." ( E.Ringelblum - „Pisma z getta.")
Wszyscy byli świadomi grożącej w każdej chwili śmierci, a mimo to nie opuszczali posterunków Wybrali ; zginąć wraz z dziećmi. Na krótko przed swym zgonem, Doktor Korczak napisał w swym dzienniku: „Jest rzeczą trudną urodzić się i nauczyć się żyć. Pozostało o wiele łatwiejsze zadanie: umierać. Chciałbym umrzeć świadomie i przy zmysłach..." To zostało mu dane. Umarł z pełną świadomością i z taką samą dumą, z jaka żył.
*
Korczak miał skomplikowany charakter, jednak w stosunkach z ludźmi był bezpośredni, życzliwy i naturalny; zawsze promieniował dobrocią. Można zapytać, dlaczego utalentowany lekarz i utalentowany pisarz tworzący dla dzieci i o dzieciach, który mógł w każdym ze wspomnianych zawodów zrobić karierę, poszedł inną drogą - stawiając oba talenty w służbie trzeciego, o którym z początku prawie nie myślał - talentu wychowawcy.

Wydaje się, że oba te zawody były jak gdyby szkołą przygotowawczą do jego życiowego powołania, które musiał przede wszystkim sobie samemu wyjaśnić, a następnie z żelaznym uporem, codzienną pracą i odkrywaniem, realizować w praktyce.
Początek naszego stulecia był bogaty w nowe pedagogiczne idee. W różnych krajach pojawiały się nowe autorytety: teoretycy i eksperymentatorzy. Janusz Korczak nie naśladował ich. Przyszedł ze swoja własną ideą. Z wykształcenia nie był pedagogiem, ani psychologiem. Nie był to więc dla niego jeszcze jeden zawód. Wychowywanie było jego powołaniem. Musiał je tylko odkryć w sobie i przystąpić do rozwinięcia tego, co tkwiło w samej istocie jego swoistej indywidualności. Jak wszyscy prawdziwi twórcy rozwijał te wartości, z którymi przyszedł na świat.
Doktor Korczak przystąpił do pracy z własną ideą wychowawczą, która wzbogaciła się szybko o doświadczenia zdobywane w codziennej praktyce. Rola wychowawcy polega na właczaniu się do walki, jaka toczy się pomiędzy cechami wrodzonymi dziecka-człowieka a cechami nabytymi w środowisku, w którym ono przebywa.
Do tej walki Korczak przystępuje z całym swoim intelektualnym bogactwem.
cdn

 

‘'Poznaj samego siebie, nim zechcesz poznać dzieci'' -- to Jego postulat pod adresem wychowawców. ‘'Jest jednym z największych błędów myśleć, że pedagogika jest nauką o dziecku, a nie o człowieku'' - tą myślą podkreślił ogromną odpowiedzialność wychowawców, wzbogacając tę wskazówkę odważną podstawową zasadą: ‘'Zreformować świat, oznacza zreformować wychowanie''.
Janusz Korczak był marzycielem, ale i realistą. Jego myśl wzlatywała na skrzydłach fantazji, ale ograniczona była konkretnymi możliwościami. Sto, dwieście dzieci - to był warsztat pracy wychowawczej. I tak było przez ćwierć stulecia jego bezpośredniej działalności (nie wliczając w to lat spędzonych na wojnach). Na dwudziestolecie Domu Sierot, w 1932, opublikował sprawozdanie o losie dzieci, które wychowały się w tym zakładzie w okresie dwudziestolecia i w wieku lat 14 weszły w życie. Podkreśla w nim niepowodzenia: ‘'Poczekajcie chwilę. Z 445 (!) - dwu żebraków, dwie prostytutki, trzech skazanych za złodziejstwo. To może zrozumieć tylko ten, który żył z nimi''.
Widział rezultaty swej pracy. Marzył o lepszym jutrze uzyskanym za pomocą wychowania; ‘'nie broń Boże aniołów, lecz zwykłych porządnych ludzi. Ratować dzieci przed strasznymi nieszczęściami, które je oczekują, ratować najbardziej wynędzniałych i opuszczonych, skazanych przez los już u progu życia - sieroty''.
Wydaje się, że pojąć Janusza Korczaka, można tylko wówczas , gdy zbadamy nie tylko to, co uczynił, ale również to, co chciał uczynić, nie tylko to kim był, lecz również to kim pragnął zostać, gdy pójdziemy za jego odważna myślą, gdy prześledzimy dokładnie jego słowa. Słowa poetyczne, obrazowe, wypowiadane z temperamentem, z gniewem, z zachwytem dla życia oraz bólem o protestem przeciwko temu co jest przeszkodą w rozwoju indywidualności dziecka. Czasami odczuwa się w Jego utworach niecierpliwość, rozdrażnienie, neurasteniczny pośpiech, innym razem wątpliwość, smutek, rzadziej liryczne zapatrzenie w siebie. Spotykamy też w nich wiele aforyzmów. I obserwacja, obserwacje, uchwycone na gorąco i na gorąco zapisane, tak że wyczuwa się żywy oddech tego, który je zapisuje. W wierszach pulsuje żywe, gorące serce reformatora, kaznodziei, moralisty, bojownika, marzyciela, który tęskni do lepszej przyszłości, i cierpi z powodu brutalności, wyrządzonych krzywd, tępoty i znieczulenia. Takim jest pisarz.
A wychowawca ? Wszyscy jego współpracownicy stwierdzają jednomyślnie, że był człowiekiem cichym, opanowanym, wstrzemięźliwym i cierpliwym. Igor Neverly , który współpracował z nim 16 lat, jako jego sekretarz stwierdza w swym pięknym dziele ‘'Żywe wiązanie'' , że jedynie kilka razy widział , jak ‘'Doktor wyszedł z siebie, ale i to nie w stosunku do dzieci. Wbrew nim ani razu. Zawsze taki sam, przyjazny, ojcowski, rozmawiał z każdym dzieckiem jak równy z równym... ‘' Nawet w dzienniku pisanym w getcie zaznacza Doktor : ‘'Wspólne są nasze przeżycia - ich i moje''.

 

Henryk Goldszmidt wybrał sobie na konkurs literacki pseudonim --- Janusz Korczak i przy nim pozostał. Henryka Goldszmidta znało właściwie mało ludzi, Janusza Korczaka zna cały świat.
Wywodził się z żydowskiej inteligenckiej i zamożnej rodziny.Gdy do domu zakradła się nędza, stał się jedynym żywicielem rodziny. Jeszcze jako uczeń gimnazjum, był korepetytorem. Później został studentem, a następnie lekarzem - pracował w Szpitalu Dziecięcym na (ul.) Śliskiej. Podczas rosyjsko-japońskiej wojny był młodym oficerem w armii carskiej, a w okresie I wojny światowej wraz z jednostkami generała Samsonowa przeżył klęskę we Wschodnich Prusach i wielki odwrót. W 1919 roku znów w mundurze, tym razem w zmartwychwstałej Polsce. Jako lekarz, już w stopniu majora walczył z epidemiami. Zarażony tyfusem plamistym, aby nie zarazić dzieci, leżał chory nie w swym mieszkaniu na mansardzie Domu Sierot, lecz w mieszkaniu matki. Korczak przeżył, ale jego matka zmarła. W 1939 znów wdział polski mundur, aby walczyć przeciwko agresji faszystowskiej w obronie Ojczyzny i nie zdjął go nawet wówczas , gdy brunatna zaraza zajęła Warszawę.
Ponieważ nosił mundur polskiego majora, odmówił założenia opaski z Magen-Dawidem, za co został aresztowany i posadzony w więzieniu. Nie mało starań kosztowało jego polskich przyjaciół wyrwanie go wówczas z rak jego późniejszych morderców.

 

Taka jest w skrócie biografia Henryka Goldszmidta. Może warto jeszcze dodać, że w okresie międzywojennym był rzeczoznawcą Sądu Okręgowego dla dzieci, wykładowcą pedagogiki w dwu wyższych szkołach i przez szereg lat referentem francuskiej i niemieckiej prasy specjalistycznej dla Kas Chorych.
Ale historii Janusza Korczaka nie można przekazać w stylu telegraficznym. W historii tej bowiem niewielką rolę odgrywają fakty i daty; ważna jest duchowa biografia człowieka, który wyrzekł się osobistego życia, wybierając los działacza oddanego całkowicie idei humanistycznej, który niczego nie żądał dla siebie.
Był człowiekiem skrytym, nie dającym możliwości poznania swych intymnych przeżyć, które pozostały całkowicie niedostępne, jako sprawa prywatna, do której nikt nie ma prawa zaglądać.
Dużo napisano o Korczaku i dużo on sam napisał. Ale wszystko to poświęcił dzieciom, a jeśli pisał o sobie to też jako o dziecku. Inni mogą opowiedzieć o jego działalności, celach wychowawczych i osiągnięciach, o wpływie jaki miał na innych. Mogą powiedzieć, że był niespokojnym duchem, czujnym sumieniem, inspiratorem. Ale jego zmagań wewnętrznych, walki jaką toczyły w nim wiara i zwątpienie należy szukać w jego dziełach. Jest to wielkie zadanie dla badaczy jego spuścizny. A materiał jest bardzo bogaty --- liczne wykłady, utwory, rozmowy z wychowawcami i z dziećmi.

 

Nie ma żadnego jego dzieła, licząc i małe rzeczy i okruchy, te „bezwstydnie krótkie", jak sam je żartobliwie nazywał , których by nie warto było czytać i studiować, nie mówiąc o takich utworach jak: „Dziecko salonu", „Król Maciuś Pierwszy", „Senat szaleńców", w którym wyrażone jest przeczucie nadchodzących katastrof, oraz „Kiedy znów będę mały" i oczywiście „Jak kochać dziecko", „Prawo dziecka do szacunku" i wszystkie pozostałe.
Ten cudowny człowiek niczego nikomu nie narzucał. Był wrogiem wszelkiego nacisku, wpływał na innych samą swą obecnością, osobistym przykładem, całkowitym zespoleniem słowa i czynu, absolutną bezinteresownością, poświęceniem, bezgranicznym zaufaniem i ogromnym moralnym autorytetem.
Żył ze swoimi dziećmi i dla swych dzieci. Szły do niego jak do tkliwego ojca, który nigdy nie gniewa się, nikogo nie obraża, rozumie ich słabości. Zawsze przebaczający, nie powoduje nigdy strachu i dlatego nikt nie jest zmuszony do kłamstwa.
Świat , w którym żył, ograniczył się do dwu zakładów - Domu Sierot na Krochmalnej 92 - dla dzieci żydowskich i do Internatu na Bielanach - dla dzieci chrześcijańskich. Z pracą w tych dwóch zakładach wiązał ogromne nadzieje na przyszłość. Chciał, by stała się ona przykładem pracy wychowawczej dla całego świata.
Jego metoda wychowawcza jest bardzo prosta, a jednak wymaga tak wiele od wychowawców. On sam przecież nie wymagał niczego, czego by sam nie czynił. Robił nawet to co szokowało personel: czyścił dziecięce obuwie, by dzieci wiedziały jak należy je oczyścić, pokazywał jak myć podłogę, od czasu do czasu sprzątał naczynia. Do pracy wychowawczej wciągnięty był cały personel. Drobiazgi , bez liku drobiazgów. Przydawał im największe znaczenie. Drobiazgi wychowują dziecko-człowieka podnoszą jego godność, wzbudzają chęć i szacunek dla wszelkiej pracy i dla każdego i dla każdego, kto ją wykonuje, dają zdolność radzenia sobie oraz wyrabiają odpowiedzialność za siebie i innych.
Jego dzieci są uprzywilejowane w stosunku do dzieci z innych domów sierot i internatów. Są lepiej karmione, lepiej ubrane, w jego zakładach panuje większy porządek i czystość, panuje większa dyscyplina własna, gdyż dba o to „Stary Doktor". Tu każde dziecko jest nowszym odkryciem. „Lipiec był wspaniałym miesiącem, 20 nowych dzieci, w których winieneś czytać jak gdyby w 20 nowych książkach w na poły zrozumianej mowie" - pisze w liście do przyjaciela na miesiąc przed wybuchem wojny.
Również w getcie były jego dzieci „uprzywilejowane" --- dbał o nie ‘Stary Doktor", który poszedłby za nie w ogień i w wodę, a w końcu poszedł z nimi na śmierć. Getto stało się płonącym piekłem. Dzieci umierały na ulicach, ale w Domu Sierot Korczaka cała praca szła normalnie, jakby nic się na świecie nie wydarzyło - porządek, dyżury, nauka, pogadanki, koncerty, spektakle - wszystko jak było, tylko Doktor całymi dniami biegał po instytucjach, by żądać dla swych dzieci pożywienia, zbierać pieniądze, chodził po prywatnych domach żebrać. Zawsze z beztroską twarzą, gdyż dawcy nie lubili ‘pochmurnych twarzy". Gdy groziło, że dzieci pozostaną bez chleba, stary człowiek urządzał awantury w instytucjach. Związałby się nawet z diabłem, gdyby to przyniosło jakąś korzyść jego głodującym dzieciom. Gdy Doktor jest na miejscu, dzieci są spokojne. Pragną wyczytać z jego twarzy, co się dzieje na świecie, ale Doktor jest aktorem - twarz jego jest nieprzenikniona.

Janusz Korczak stał się człowiekiem czczonym i kochanym, a jego nazwisko zyskało rozgłos na całym świecie. Mordercy nie byli w stanie wymazać ni jego imienia, ni dzieła, które cała swą istotą predestynowane było do przetrwania, do stania się symbolem tego, co wiecznie ludzkie. Nie mogli zabić tego, który tęsknił za „czarodziejskim słowem, które zbuduje dom dla ludzkości, która nie posiada dachu nad głową".


      ..
שלמה בעליס - Salomon Belis

 

„Ni przyszył ni przyłatał ? "

Skoro było o Korczaku i o murze getta, to korci mnie niezmiernie powrócić do tematu muru, ale muru o którym napomknąłem już we wpisie  dotyczącym podwójnego albumu  zespołu Pink Floyd.  Najbardziej znanym utworem z tego albumu według mnie jest  „Another Brick In The Wall „ . Utwór ten opowiada o  nauczycielu tyranie albo jak kto woli nauczycielu dyktatorze. Temat  szerzej rozumiany dotyczy totalitaryzmu, dotyczy nieludzkiego traktowania młodzieży. Wspomniany utwór stał się znanym szeroko, rockowym protestem, tak jak i cały album stał się wielkim symbolem walki z totalitaryzmem.

Tę wzmiankę  tutaj o albumie przy okazji  słów o Korczaku umieściłem nie przypadkowo. Być może, że powrócę  w oficjalnej formie na stronach Blooga do tego tematu, być może stanie się tak, że  dalszej części  nie ujawnię. Są  tutaj wpisy  w których brakuje zakończenia, brakuje pointy, co nie znaczy, że tej pointy nie ma albo jej nie będzie.Są również tematy, które obecnie sa ukryte ( bo co powiedzielibyśmy na przykład o matce, która matką nie jest,albo na miano matki nie zasługuje, albo o ojcu który...).

 

komentarze (5) dodaj komentarz

  • dodano: 11 marca 2010 13:12

Bo tym razem poczułam się jak Gość:)
Dziękuję za odpowiedź.

Teatr widziałam z bliziutka. Nigdy w nim nie byłam i pewnie nie będę. Postać Korczaka jest mi droga, jak każdemu zdrowo myślącemu człowiekowi.

Pozdrawiam.

autor: pola.ziebismena.bloog.pl

  • dodano: 11 marca 2010 10:52

Przez kilka lat jeździłam do W-wy raz na tydzień, za każdym razem przemieszczałam się z Centrum na Żoliborz jadąc autobusem przez teren getta i też zawsze dużo o tym myślałam. I ciągle mam w oczach ostatnią scenę z filmu Wajdy...

Przy okazji polecam książki Barbary Engelking (Boni)!

A wpis o Korczaku koresponduje z moim myśleniem i nie napisanym w ostatnim moim poście zdaniem, że patrząc na to, co dzieje się w domach dziecka, w których pracują tzw. pedagodzy (którym podobno wpaja się ideały Starego Doktora), to....

Pozdrawiam serdecznie

autor: agni777habitacion.bloog.pl

  • dodano: 11 marca 2010 10:02

Do Poli.
Dlaczego pytasz w KG.
Wojciechowska wyparowała ;o) wraz z dniem 8 Marca.
To jednodniowe święto a życzenia są aktualne do następnego Waszego Dnia...

autor: liry_ck1liryckjeer.bloog.pl

  • dodano: 11 marca 2010 9:55

Dziękuję za wizytę i zaproszenie. Na wolniejszym czasie zajrzę i się porozglądam.
Pozdrawiam.
Latem będę na ul. Okopowej w Wa-wie, może natrafię na grób dziewczynki z 'plakatu'.

autor: liry_ck1liryckjeer.bloog.pl

  • dodano: 11 marca 2010 6:22

Witam!
Rozpoznałem fotkę tej dziewczynki. To znaczy jest ona na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.
Byłem tam dwa razy. W zeszłym roku ostatnio. Koleżanka z Izraela mnie o to prosiła.
A w Teatrze Żydowskim w Warszawie byłem raz. Kiedyś moja siostra pracowała w ZAIKS ie i dała mi bilet na przedstawienie:)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie
Vojtek

autor: kent11warsawman.bloog.pl

The End

 

 2o23- 4  styczeń

Mam problem, o wielu blogujących z poprzednich lat, wyjątkowo 

serdecznych, do bólu szczerych, nie umiem zapomnieć, przywołuję stare wpisy, przypominam sobie urywki  ich  komentarzy, nie ukrywali prawdziwego oblicza, bawiliśmy się rymem  niekoniecznie udanym, ale zawsze  szczerym. Policzyłem  Nicki logowane - 245. Gdzie podziała się ta inteligencja ? - serce  mnie boli...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz