Jest kraina, małe oczko
Okołem kanna granicą
I złotooka wyrocznią
Zielona rzęsa źrenicą
Tu się zrodziło uczucie
Do złotookiej Nadziei
Ropucha w dziurawym bucie
Włóczęgi nie jednej kniei
Zatruwał życie Królowej
Nieokrzesane żabisko
Licząc na życia odnowę
Bezzębne bose dziadzisko
Śpiewał choć nie umiał śpiewać
La donna ? La glorietto ??
Zdarzało mu się też ziewać
Łkał pokochaj mnie kobietto
Chowała wciąż piękne oczy
Unosząc liść nenufarów
Nie pozwoliła mu zoczyć
Powabów i reszty czaru
Znalazłem go skonanego
Podałem tlen i glukozę
Dałem opiekę do tego
Gdzie krok mój wszędzie go wożę
Obarczył mnie ropuch komentarzem co sadzę o tej historii ?
Gdzieś gubię słowa
pisane potrzebą ,
chwilką po błysku
czyjegoś uśmiechu,
na nic czekanie
na spojrzenie.
Zawijam słowa
daremne w rulon
idę bezdrożem,
gdzie je przytulą ?
Nie wiem.
*
Hmm, chyba zaplątam się
w rzepnik zielony
między łopianem
a posłonkiem.
Bo lubię wyglądać
świdrem oka
z chaty drewnianej
na płachtę Natury
zdobionej Słonkiem...
Te rzęsy w oczku
tuż przy zakręciu
gdzie łza jak rybka
z toni zabrewia płotu -
błyszczy szlifiona
najtwardszym węglem
w królestwie Pani Uroku.
*
Wreszcie stanąłem
przęśl w oku taka wiośniana
i całe niebo chłonie
zadumę,
sercem trzepoczę...
Może to ona ?
Milcząca wena stłamszona.
Nie wiem.
J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz