*
Ślady…
Ślady chodaków zostawiłem na łące
Jutrznianej
Wokół rozbiło się w drobne kruszyny kwarcu słońce –
Stoję na niej
Rosa błyszczy tuż przy stopach i tam w oddali
Moje z Kolchidy rodem skarpety wełniane
ręcznie uplecione nasiąkają płaczem łąki
Ciążą jak wiadro wody do pełna napełnione
we wnętrzu mojej skarbnicy, mojej studni - z rozłąki.
Wraz z nimi wchłaniam łzy
Łzy dorodnej o tej porze roku kobiety
Która z letargu obudziła już prawdziwie biedronki
Zielona łzami rozpłakana nadzieja, łzami które dają jej
życie
Stoję tu pośród biegu czasu
przyglądam się, i przeżywam to skrycie
Tam w dali w łuk horyzont wygięty
i kilka żagli wynurza się z szmaragdu przytłoczonego
chmurnym niebem – morza toni
To błękitna zieleń rodzi białe trójkąty
Tutaj obok, czas zastany, kościółek z wieżą
I moździerzem dzwonu – dnem w górę a sercem ku ziemi –
zadzwonił.
Glory be to
the Father, and to the Son, and to the Holy Spirit.
As it was
in the beginning, is now, and ever shall be, world without end.
Amen.
J.
2006
(Isl off W)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz