Podrygi słońca kuszące otwartą przestrzenią wyświeżonej smugi jesieni , na pocieszenie, głaszczą ledwo tlące się jeszcze życiem siwizny zmrożenia.
Jesień zda się w słońcu młodnieć uśmiechając się do mnie zalotnie, a z podszeptu wiatrem słyszę jak wmawia mi mezalians wzięcia ją w ramiona.
Licem jabłuszek, świeżością odcieni i słodyczą życia wie, że trudno takiemu kuszeniu oprzeć się, tak trudno, jak trudno było Adamowi dociec z gryzącej go ciekawości co tam za listkiem figowym skrywała Ewa, nie zerwawszy uprzednio owocu z zakazanego drzewa, by w konsekwencji występku poznać również smak soczystości miąższu.
Jak biec za uciekającym jesiennym sercem do wiosny babiego lata, kiedy kocha się tę paletę zamkniętą pociągnięciami najdelikatniejszych muśnięć impresji do tego stopnia, że dech zapiera i tchu nie starcza, jak mi biec ? Jak nie wziąć oferty w ramiona ?
Idę po szal i ubiorę tweed..
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz