Aga
26. 01.2008 | 20:54
(Rubinowa ropucha. Fota ze zbioru artysty G.Drehera.)
Słów kilka o najbardziej nieprawdopodobnej wizycie jaką mi onegdaj złożyła pewna zaczarowana księżniczka. Mieszkam pomiędzy rzeką a młynówką, które to oba cieki są oddalone od siebie nie więcej niż sześćdziesiąt metrów. Pośród nich, mniej więcej w środku odległości między ciekami stoi mój dom. To bardzo ciekawy podmiejski biotop. Należę do rannych ptaszków które latem skoro świt świergolą zalotnie w zagajniku podczas gdy inne wyszukują rosówek na śniadanie przemierzając krótko strzyżony wokół trawnik. Wstałem zatem skoro świt mimo, że wizyta moich wczorajszych gości trwała do późnej nocy. Uwielbiam te pierwsze chwile dnia kiedy poprzez mgłę przedzierają się różowawe promienie słońca, kiedy mgła unosi się w górę a człowiek wyobraża sobie kąpiącą się u źródła Wenus zaprzątając sobie umysł wspomnieniem które nie wróci, kiedy nieśmiało swój koncert rozpoczynają makolągwy, szczygły czy też świstunki, kiedy kulczyki kołyszą się na wysokich trawach a kopciuszki dygają i swoim tek tek dają o sobie znać. Ta swoista muzyka poranka prawie przypomina świt z tańcami połowieckimi, ma dla mnie wartość mazurków Chopina czy też moich ulubionych nokturnów. Postanowiłem z kubkiem kawy wyjść przed dom i usiąść na ławeczce.
Otwierając zewnętrzne drzwi szeroko na oścież do przedsionka wskoczyła dalekim susem żaba...(wypadałoby o niej szerzej bo to bardzo ciekawe, ).Ropucha w ziemisto- brązowym kolorze, z charakterystyczną gruzełkowatą skórą i jaśniejszym podgardlem. A to dopiero nieoczekiwany gość pomyślałem i zamykając drzwi wróciłem do wewnątrz. Przeszedłem na drugą stronę kuchni i otworzyłem drzwi wiodące na ganek i dalej do ogrodu od południowej słonecznej strony . Ropuszka tymczasem dokonała jeszcze dwa lub trzy skoki. Usiadłem na wysokim zydlu przy barku z kawą w kubku. Przyglądaliśmy się sobie wzajemnie. Włączyłem wszystkie punkty świetlne żeby moja Agusia dokładnie widziała gdzie się znajduje. Nie miałem pojęcia gdzie będzie się przemieszczała. Miała złote oczy i drgało jej podgardle jakby zapraszała mnie do pocałunku. Spąsowiałem (sic) jak panna i zaraz sobie wytłumaczyłem że raczej domyślam się takiej propozycji jaka miała miejsce w bajce,więc to zawstydzenie jest nie na miejscu i nie męskie. Jesteś mężczyzną w każdym calu, co może poświadczyć twoje drugie ja, trzecie i czwarte ja i duch prawdy od czasu do czasu pociągający mnie za ucho, jednocześnie moje inne nieokreślone jeszcze ja zaoponowało, że lepiej by było aby owe ja ja ja niczego nie poświadczały bo może z tego zrobić się draka... Zmieniłem temat rozmowy ze sobą bez słów, a dodatkowa jeszcze rozmowa z moim uskrzydlonym znajomym z tryptyku Hansa Memlinga zaowocowała konsensusem - a co będzie jeżeli mi przyjdzie rzeczywiście pocałować to miejsce nad drgającym gardłem? - a dlaczegóż miąłbyś to zrobić , zapytałem dodatkowo Próżnię powołując się na kosmos... Drugi ja począł swoje fantasmagorie prawić ; wiesz, słyszałeś, zaczarowana królewna , łoże z baldachimem, służba, złoty nocnik, (wtrąciłem, mam muszlę i bidet), pawie pióra, dwórki, służebne i splendor wielki... Zapytałem raz jeszcze, każdego ja z osobna , a czy ta zaczarowana to mogłaby zamienić się na przykład w Kwiat? - oczywiście, oczywiście, pewnie chciałbyś żeby się w malwę zamieniła bo kochasz te kwiaty, albo w białą lilię którą również podziwiasz błędnym wzrokiem... Nie , nie, nie wyszeptałem i podjąłem błyskawicznie decyzję: Raz kozie śmierć!... Pocałuję ją w mordę ,czy pysk, buziczkę , obojętnie jak to nad drgającym gardziołkiem nazwać. Zebrałem się na odwagę, pomyślałem sobie, że zamknę oczy i niech mnie Aga mobbinguje jeśli zechce. Ruszyłem z kopyta, a właściwie z sandała na nodze, jednocześnie z Agą. Ta widocznie uznała, że nie ogolony mogę być nieprzyjemny w pieszczotach i skokami jak pchła z kalesonów kowboja znalazła się na zewnątrz kuchni kierując się dokładnie skokami na taras, wyczuła lekki nawiew chłodniejszego powietrza i w tę stronę się skierowała. Pomogłem jej z tarasu dostać się na ogród... Pa, pa, pożegnałem księżniczkę, posmutniałem, jeszcze nazwałem się idiotą, wróciłem po kubek z kawą i już na tarasie wpadłem w zadumę...Cholera niechajby w zwykłą w ludowym gorsecie dziewczynę się zamieniła ,
hmmm …Życie ? - takie ono jest, lżej temu z grubą skórą, mam cienką i wrażliwą, a może rzeczywiście coś ze mną jest ‘nie tak’.
Ta wizyta nie była wymyślona, miała rzeczywiście miejsce w pewną niedzielę o godzinie piątej pięćdziesiąt wczesnym porankiem pewnego roku, latem.
Dzisiaj 2022.11.09
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz