Strony

09 listopada, 2022

AGA - Historia prawdziwa

 Aga

26. 01.2008  |  20:54

(Rubinowa  ropucha. Fota ze zbioru artysty G.Drehera.)


 Słów kilka o najbardziej nieprawdopodobnej wizycie jaką mi  onegdaj złożyła  pewna zaczarowana  księżniczka. Mieszkam pomiędzy rzeką a młynówką, które to oba cieki są oddalone od siebie nie więcej niż sześćdziesiąt metrów. Pośród nich, mniej więcej w środku odległości między ciekami stoi mój dom. To bardzo ciekawy podmiejski biotop. Należę do rannych ptaszków które latem skoro świt świergolą zalotnie w zagajniku podczas gdy inne wyszukują  rosówek na śniadanie przemierzając  krótko strzyżony wokół trawnik. Wstałem zatem skoro świt mimo,  że  wizyta moich wczorajszych gości trwała do późnej nocy. Uwielbiam te  pierwsze chwile dnia kiedy  poprzez mgłę przedzierają się  różowawe promienie słońca, kiedy mgła unosi się w górę a człowiek wyobraża sobie  kąpiącą się u źródła Wenus   zaprzątając   sobie umysł wspomnieniem które nie wróci, kiedy nieśmiało swój koncert  rozpoczynają makolągwy, szczygły czy też świstunki, kiedy kulczyki kołyszą się na  wysokich trawach a kopciuszki dygają i swoim tek tek dają o sobie znać. Ta swoista muzyka poranka prawie przypomina świt  z tańcami połowieckimi, ma dla mnie wartość  mazurków Chopina czy też moich ulubionych nokturnów. Postanowiłem  z kubkiem kawy wyjść przed dom i usiąść na ławeczce. 

Otwierając zewnętrzne drzwi szeroko na oścież do przedsionka wskoczyła dalekim susem żaba...(wypadałoby o niej szerzej bo to bardzo ciekawe, ).Ropucha  w ziemisto- brązowym kolorze, z charakterystyczną gruzełkowatą skórą i jaśniejszym podgardlem.    A to dopiero nieoczekiwany  gość pomyślałem i zamykając drzwi wróciłem do wewnątrz. Przeszedłem  na drugą stronę kuchni i otworzyłem drzwi wiodące na ganek i dalej do ogrodu od południowej słonecznej strony . Ropuszka tymczasem  dokonała jeszcze dwa lub trzy skoki. Usiadłem   na wysokim zydlu przy barku z kawą w kubku. Przyglądaliśmy się sobie wzajemnie. Włączyłem wszystkie punkty świetlne żeby moja Agusia  dokładnie widziała gdzie się znajduje. Nie miałem pojęcia gdzie  będzie się przemieszczała. Miała złote oczy i drgało jej podgardle jakby zapraszała mnie do pocałunku. Spąsowiałem  (sic) jak panna i zaraz sobie wytłumaczyłem że  raczej domyślam się takiej propozycji jaka miała miejsce w bajce,więc to zawstydzenie jest nie na miejscu i nie męskie. Jesteś mężczyzną w każdym calu, co może poświadczyć  twoje drugie ja, trzecie i czwarte ja i duch prawdy od czasu do czasu pociągający mnie za ucho, jednocześnie  moje  inne nieokreślone jeszcze  ja zaoponowało, że lepiej by było aby owe  ja ja ja niczego nie poświadczały bo może z tego zrobić się draka...  Zmieniłem temat rozmowy  ze sobą bez słów, a  dodatkowa jeszcze rozmowa   z  moim uskrzydlonym znajomym  z tryptyku Hansa Memlinga zaowocowała  konsensusem - a co będzie  jeżeli mi przyjdzie rzeczywiście pocałować to miejsce  nad drgającym gardłem? - a dlaczegóż miąłbyś to  zrobić , zapytałem dodatkowo  Próżnię powołując się na kosmos... Drugi ja począł swoje fantasmagorie prawić ; wiesz, słyszałeś, zaczarowana  królewna , łoże z baldachimem, służba, złoty nocnik, (wtrąciłem, mam muszlę i bidet),  pawie pióra, dwórki, służebne i splendor wielki... Zapytałem raz jeszcze, każdego ja z osobna , a  czy ta  zaczarowana to mogłaby zamienić się na przykład  w Kwiat? - oczywiście, oczywiście, pewnie chciałbyś  żeby się w malwę zamieniła bo kochasz te kwiaty, albo w białą  lilię  którą również podziwiasz błędnym wzrokiem... Nie , nie, nie wyszeptałem i podjąłem błyskawicznie decyzję: Raz kozie śmierć!... Pocałuję ją w mordę ,czy  pysk,  buziczkę , obojętnie jak  to  nad drgającym gardziołkiem nazwać. Zebrałem się na odwagę, pomyślałem sobie, że zamknę oczy i niech mnie Aga mobbinguje jeśli zechce. Ruszyłem z kopyta, a właściwie z sandała na nodze, jednocześnie z Agą. Ta  widocznie uznała, że nie ogolony mogę być nieprzyjemny w pieszczotach i skokami  jak pchła z kalesonów kowboja znalazła się na zewnątrz kuchni kierując się dokładnie  skokami na taras, wyczuła lekki nawiew chłodniejszego powietrza i w tę stronę się skierowała. Pomogłem jej z tarasu dostać się na ogród... Pa, pa, pożegnałem księżniczkę, posmutniałem, jeszcze nazwałem się idiotą, wróciłem  po kubek z kawą i już na tarasie wpadłem w zadumę...Cholera niechajby w zwykłą   w ludowym gorsecie dziewczynę się zamieniła ,

 hmmm …Życie ? - takie ono jest, lżej temu z grubą skórą, mam cienką i wrażliwą, a może  rzeczywiście coś ze mną  jest ‘nie tak’.

Ta wizyta nie była wymyślona, miała rzeczywiście miejsce w pewną  niedzielę o godzinie piątej pięćdziesiąt wczesnym porankiem pewnego roku, latem.

Dzisiaj 2022.11.09


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz