Tam i siam i gdzie Chachary
Mam dylemat cóż to
znaczy
Hokus pokus czary mary
Duch mój kątem zmysłu baczy
Uchem strzyże cień mój stary
Bo czym hokus sprawa jasna
Czary mary to Dagmara
Subiektywizm to część własna
Jak świadomość równie stara
Przyczepiona z urodzeniem
Cel horyzont tej wyznacza
Właśnie tę najbardziej cenię
Gdy Rubikon gdzieś przekracza
Została pominięta rymem pokusa, ta od roku ( bodajże - nie liczę wiosen i lat)) tkwiła we mnie jak szpunt w balii, jak belka w oku grzesznika który drugiej osobie coś wypomina, jak opoka nie dająca się podważyć nawet za pomocą lewara i punktu podparcia przy doradztwie Archimedesa.
cdn
Ile wspólnego ma pokusa ze skojarzeniem ? Na to pytanie można odpowiedzieć na różne sposoby i wielorako. Zanim nieco szerzej
zdam się na odpowiedz umieszczę tu pracę którą wyciąłem Autorcez ramy i pozwoliłem sobie pokazać ją pod moją przyziemną strzechą. Tam, gdzieś w pokoju nad światem , kiedy pierwszy raz zobaczyłem obraz, ogarnęło mnie wszechwładne i ubezwłasnowalniające skojarzenie. A że od skojarzeń nijak wywinąć się nie mogę, nie potrafię, i nie mam zamiaru ze skojarzeń zrezygnować, poprosiłem Autorkę o możliwość skopiowania i, w mojej jak wspomniałem nisko przy ziemi kurnej chatynce umieścić na miejscu dość widocznym, wraz z moimi przemyśleniami patrzącego na obraz, te zaś ujawnię później.
...
Pewnego razu w księżycową jasną noc, szukając żółtej ciżemki tej od pary która utkwiła w zakamarkach krakowskiego ołtarza Wita Stwosza, przemieszczając się chyżo w pożyczonych sandałach Hermesa z białymi skrzydełkami przy spinającej stopę klamrze, szybując po świecie z nieskrępowaną swawolą znalazłem się przypadkowo w...
W krainie wiatraków.
Ponieważ łatwo jest mi przemieszczać się z miejsca na inne miejsce, w przeszły lub w przyszły czas przez nabytą umiejętność, która ongiś pozwoliła mi czmychnąć z "Nadwymiaru" ( zaglądnij do , przeto od tamtego momentu bywałem w dozwolonych albo w strzeżonych miejscach przybierając postać Hopkirka bądz przeistaczałem się w inne postacie pozwalające mi na różne obserwacje i doznania.
Kto pamięta mój opis "Ucieczki z Nadwymiaru" (patrz wpis "Zimny okład na upały") ,temu łatwiej zrozumieć jest moje ziemskie przygody i zdarzenia w których brałem udział.Tak oto los i własny wybór zaprowadziły mnie do obszaru geologicznej depresji na obszarze której świadomość tubylców wymyśliła wiatraki by te poruszały mechanizmy odprowadzające wodę tam, gdzie to sobie wymyślili. Mnie bardziej bawiła karuzela łopat wiatraka poruszana wiatrem za którymi wodziłem wzrokiem, widziałem w tym okrężnym ruchu taniec przedmiotu za naturą wiatru, albo.. uganianie się brakującej klepki w łopacie za odwiecznie uciekającą dziewczyną.
Dlaczego za uciekającą ? - bo to sprawia sporo emocji, choćby na zasadzie wyjaśnienia Rumiana czy można w biegu itd.
:o)
Zaprząc zmysły
Najważniejszym acz nieostrożnym osiągnięciem Architekta z Nadwymiaru było wyposażenie Jego mniej udanego jak ja dzieła w zmysły, te z kolei przyczyniały się poprzez popełniane próby poznawcze do zaznania smaku porażek , ale też doznań przyjemnych, wesołych, zabawnych, ckliwych, a nawet wpisanych w oniryczną fantazję śnionego świata .W to wszystko wyposażył mnie Architekt, zaś czy wiedział o moim niecnym,właściwie niewdzięcznym wobec niego zamiarze ucieczki z tamtej przestrzeni ,tego nie wiem, albo udając - na wszelki wypadek sądzenia mnie - że nie wiedziałem.
Jakiejkolwiek by użyć narracji, jedno jest tutaj najważniejsze aby doskonalić umiejętność okiełznania potem zaprzęgnięcia w uzdę skrępowanych zmysłów do swobodnego wodzenia nimi , powożąc wszędzie tak jak to robili kiełzacze rumaków o których wspomina Horacy.
Co ma piernik do wiatraka
Pomijając wykładnię do której się dochodzi poprzez Cervantesa,
osobiście powiedziałbym że ma wiele lub niewiele a to zależne jest od miejsca i kąta patrzenia na tę kwestię.
Na powyższą zależność niebagatelny wpływ ma również to na czym się siedzi by lepiej i dalej widzieć. Ponieważ jestem inny niżli Don Kichote, mimo że wspólną mam z wymyśloną postacią cechę, to nigdy bym nie okulbaczył chudego Rosynanta ponieważ nie lubię zwrotu "co koń wyskoczy", posługuję się raczej innym; co struś wyskoczy, bo to jedyny ze mnie kiełzacz właśnie strusi.
Struś ma tę zaletę, której szkapa rycerza z Manchy nie posiada bo tylko struś potrafi znieść ogromne jajo, Rosynant gubił tylko małe pączki.
Nadto koń nie schowa łba w piasek a ja i mój struś to potrafimy.
Bardziej jednak cenię pożyczone od Hermesa fruwające sandały , pozwalają na większą anonimowość i wznioślejszy odgórny widok, dla przykładu dzięki nim jak wspomniałem mogłem zaglądnąć do pokoju nad światem który urządziła sobie Dagmara. Odbyło się to akurat w moje święto zwane piernikaliami.
cdn. krótkimi poszerzeniami wpisu jako że jednocześnie skóruję w podziemiach pewnego kalifatu stado lemingów...
Okrężną drogą od zamysłu do meritum
Jako że ciągle powodują mną skojarzenia, a te często mają burzliwą formę i owocują wzmożonym rytmem mojego serca, ono zaś domaga się więcej tlenu, wypracowałem sobie sprawdzoną formę dotlenienia poprzez przygodę żartobliwego rajcującego pisania.
Można by używając zwięzłej formy ledwo rozpoczynającego się zdania zakończyć go w połowie tym co było jego powodem by się w pełni narodziło.Wolę pohasać bo sprawia mi to przyjemność ubogacenia mojego krnąbrnego charakteru.
Otóż... cdn.
Wydawałoby się, ze brak tutaj spójności we wpisach , ja zaś twierdzę, że nie dostrzegam takiej. Na ewentualny zarzut że zapewne ogranicza mnie w postrzeganiu ślepota, odpowiem że jest odwrotnie...
Dagmara swoimi walorami zwróciła na siebie moją uwagę bodajże dwa lata temu. Jest dowcipna i ma ciepłe gołębie serce. Lubi jazz i święty spokój, a to jedno z drugim jest według mnie trudne do pogodzenia, bo ja słuchając dobrej muzyki z tego gatunku bywam raczej lekko podniecony wirtuozerią wykonawców. Muzyka w moim życiu zajmuje równorzędne miejsce z setką (co najmniej) innych zainteresowań. Zaś święty spokój z jazzem- moja natura według teorii klasyka (pierwszego kabotyna wolnej Polski)- ma tyle wspólnego ile plusy ujemne z minusami dodatnimi.Dzieje się to zapewne dlatego tak, że ja jestem mężczyzną a Autorka kobietą.
Wreszcie to najważniejsze...
Kogo przedstawia praca Dagmary ?
Ja widzę w tej pracy 'blond wulkan' gorący jak kuźnia Hefajstosa podczas gdy opowiadałem mu jak to razem z Priapem uganialiśmy się za łaniami w biotopie pełnym chętnych nimf .
Mairead Nesbitt !
Cóż, prócz umuzykalnionych sawantek; nie pozbawionych humoru z dowcipem, dziergających szydełkiem różanopalcych jutrzenek, dzierlatek głęboko wpatrzonych tam gdzie dostrzeżono promieniowanie tła skąd niosło się wielkie big bang ,władających zgrabnie 'gęśką' literatek (nie mylić ze szkłem wiadomego przeznaczenia), prócz mistrzyń wypieku makowca i szarlotki, prócz nie gardzących piwem i wtulonych tangiem w pierś mężczyzny tak by podwoić rytm dwu serc, prócz skromnych acz wychowujących w patriotyzmie potomstwo - oraz wielu innych
tu nie wymienionych cnót zdobiących kobietę - to właśnie prócz tych cech wyróżniających kobietę - mam słabość do skrzypaczek formatu Mairead Nesbitt .
Dzięki przypadkowi w ten tutaj sposób tym wpisem głównie oddaję pokłon Ms Mairead Nesbitt !
Epilog ...
Szukanie żółtej ciżemki było pretekstem by szukać jej w krainie wiatraków, tam bowiem prowadziło mnie licho - bowiem przed oczyma miałem kilka dzieł flamandzkich mistrzów pędzla z postaciami w ciżmach zapamiętanych zwiedzaniem różnych galerii. Odpuszczam sobie tutaj moje emocjonalne stany jakie przeżywam patrząc na wielkie dzieła mistrzów, ja po prostu uczestniczę w treści obrazów, może dlatego że bywam Hopkirkiem ? - a może dlatego ze jestem wariatem ?
Ale nie uskarżam się na te moje fanaberie bo dobrze mi z tym.
Mój przyjaciel, Skalpel, prócz rzemiosła jakie uprawia , skończył również psychologię i zaprzecza bym był meszuge, może tylko przez grzeczność bo wyżera mi nadal wiktuały z lodówki kiedykolwiek mnie odwiedza.
J.
*
Ile wspólnego ma pokusa ze skojarzeniem ? Na to pytanie można odpowiedzieć na różne sposoby i wielorako. Zanim nieco szerzej
zdam się na odpowiedz umieszczę tu pracę którą wyciąłem Autorcez ramy i pozwoliłem sobie pokazać ją pod moją przyziemną strzechą. Tam, gdzieś w pokoju nad światem , kiedy pierwszy raz zobaczyłem obraz, ogarnęło mnie wszechwładne i ubezwłasnowalniające skojarzenie. A że od skojarzeń nijak wywinąć się nie mogę, nie potrafię, i nie mam zamiaru ze skojarzeń zrezygnować, poprosiłem Autorkę o możliwość skopiowania i, w mojej jak wspomniałem nisko przy ziemi kurnej chatynce umieścić na miejscu dość widocznym, wraz z moimi przemyśleniami patrzącego na obraz, te zaś ujawnię później.
...
Pewnego razu w księżycową jasną noc, szukając żółtej ciżemki tej od pary która utkwiła w zakamarkach krakowskiego ołtarza Wita Stwosza, przemieszczając się chyżo w pożyczonych sandałach Hermesa z białymi skrzydełkami przy spinającej stopę klamrze, szybując po świecie z nieskrępowaną swawolą znalazłem się przypadkowo w...
W krainie wiatraków.
Ponieważ łatwo jest mi przemieszczać się z miejsca na inne miejsce, w przeszły lub w przyszły czas przez nabytą umiejętność, która ongiś pozwoliła mi czmychnąć z "Nadwymiaru" ( zaglądnij do , przeto od tamtego momentu bywałem w dozwolonych albo w strzeżonych miejscach przybierając postać Hopkirka bądz przeistaczałem się w inne postacie pozwalające mi na różne obserwacje i doznania.
Kto pamięta mój opis "Ucieczki z Nadwymiaru" (patrz wpis "Zimny okład na upały") ,temu łatwiej zrozumieć jest moje ziemskie przygody i zdarzenia w których brałem udział.Tak oto los i własny wybór zaprowadziły mnie do obszaru geologicznej depresji na obszarze której świadomość tubylców wymyśliła wiatraki by te poruszały mechanizmy odprowadzające wodę tam, gdzie to sobie wymyślili. Mnie bardziej bawiła karuzela łopat wiatraka poruszana wiatrem za którymi wodziłem wzrokiem, widziałem w tym okrężnym ruchu taniec przedmiotu za naturą wiatru, albo.. uganianie się brakującej klepki w łopacie za odwiecznie uciekającą dziewczyną.
Dlaczego za uciekającą ? - bo to sprawia sporo emocji, choćby na zasadzie wyjaśnienia Rumiana czy można w biegu itd.
:o)
Zaprząc zmysły
Najważniejszym acz nieostrożnym osiągnięciem Architekta z Nadwymiaru było wyposażenie Jego mniej udanego jak ja dzieła w zmysły, te z kolei przyczyniały się poprzez popełniane próby poznawcze do zaznania smaku porażek , ale też doznań przyjemnych, wesołych, zabawnych, ckliwych, a nawet wpisanych w oniryczną fantazję śnionego świata .W to wszystko wyposażył mnie Architekt, zaś czy wiedział o moim niecnym,właściwie niewdzięcznym wobec niego zamiarze ucieczki z tamtej przestrzeni ,tego nie wiem, albo udając - na wszelki wypadek sądzenia mnie - że nie wiedziałem.
Jakiejkolwiek by użyć narracji, jedno jest tutaj najważniejsze aby doskonalić umiejętność okiełznania potem zaprzęgnięcia w uzdę skrępowanych zmysłów do swobodnego wodzenia nimi , powożąc wszędzie tak jak to robili kiełzacze rumaków o których wspomina Horacy.
Co ma piernik do wiatraka
Pomijając wykładnię do której się dochodzi poprzez Cervantesa,
osobiście powiedziałbym że ma wiele lub niewiele a to zależne jest od miejsca i kąta patrzenia na tę kwestię.
Na powyższą zależność niebagatelny wpływ ma również to na czym się siedzi by lepiej i dalej widzieć. Ponieważ jestem inny niżli Don Kichote, mimo że wspólną mam z wymyśloną postacią cechę, to nigdy bym nie okulbaczył chudego Rosynanta ponieważ nie lubię zwrotu "co koń wyskoczy", posługuję się raczej innym; co struś wyskoczy, bo to jedyny ze mnie kiełzacz właśnie strusi.
Struś ma tę zaletę, której szkapa rycerza z Manchy nie posiada bo tylko struś potrafi znieść ogromne jajo, Rosynant gubił tylko małe pączki.
Nadto koń nie schowa łba w piasek a ja i mój struś to potrafimy.
Bardziej jednak cenię pożyczone od Hermesa fruwające sandały , pozwalają na większą anonimowość i wznioślejszy odgórny widok, dla przykładu dzięki nim jak wspomniałem mogłem zaglądnąć do pokoju nad światem który urządziła sobie Dagmara. Odbyło się to akurat w moje święto zwane piernikaliami.
Okrężną drogą od zamysłu do meritum
Jako że ciągle powodują mną skojarzenia, a te często mają burzliwą formę i owocują wzmożonym rytmem mojego serca, ono zaś domaga się więcej tlenu, wypracowałem sobie sprawdzoną formę dotlenienia poprzez przygodę żartobliwego rajcującego pisania.
Można by używając zwięzłej formy ledwo rozpoczynającego się zdania zakończyć go w połowie tym co było jego powodem by się w pełni narodziło.Wolę pohasać bo sprawia mi to przyjemność ubogacenia mojego krnąbrnego charakteru.
Otóż... cdn.
Wydawałoby się, ze brak tutaj spójności we wpisach , ja zaś twierdzę, że nie dostrzegam takiej. Na ewentualny zarzut że zapewne ogranicza mnie w postrzeganiu ślepota, odpowiem że jest odwrotnie...
Dagmara swoimi walorami zwróciła na siebie moją uwagę bodajże dwa lata temu. Jest dowcipna i ma ciepłe gołębie serce. Lubi jazz i święty spokój, a to jedno z drugim jest według mnie trudne do pogodzenia, bo ja słuchając dobrej muzyki z tego gatunku bywam raczej lekko podniecony wirtuozerią wykonawców. Muzyka w moim życiu zajmuje równorzędne miejsce z setką (co najmniej) innych zainteresowań. Zaś święty spokój z jazzem- moja natura według teorii klasyka (pierwszego kabotyna wolnej Polski)- ma tyle wspólnego ile plusy ujemne z minusami dodatnimi.Dzieje się to zapewne dlatego tak, że ja jestem mężczyzną a Autorka kobietą.
Wreszcie to najważniejsze...
Kogo przedstawia praca Dagmary ?
Ja widzę w tej pracy 'blond wulkan' gorący jak kuźnia Hefajstosa podczas gdy opowiadałem mu jak to razem z Priapem uganialiśmy się za łaniami w biotopie pełnym chętnych nimf .
Mairead Nesbitt !
Cóż, prócz umuzykalnionych sawantek; nie pozbawionych humoru z dowcipem, dziergających szydełkiem różanopalcych jutrzenek, dzierlatek głęboko wpatrzonych tam gdzie dostrzeżono promieniowanie tła skąd niosło się wielkie big bang ,władających zgrabnie 'gęśką' literatek (nie mylić ze szkłem wiadomego przeznaczenia), prócz mistrzyń wypieku makowca i szarlotki, prócz nie gardzących piwem i wtulonych tangiem w pierś mężczyzny tak by podwoić rytm dwu serc, prócz skromnych acz wychowujących w patriotyzmie potomstwo - oraz wielu innych
tu nie wymienionych cnót zdobiących kobietę - to właśnie prócz tych cech wyróżniających kobietę - mam słabość do skrzypaczek formatu Mairead Nesbitt .
Dzięki przypadkowi w ten tutaj sposób tym wpisem głównie oddaję pokłon Ms Mairead Nesbitt !
Epilog ...
Szukanie żółtej ciżemki było pretekstem by szukać jej w krainie wiatraków, tam bowiem prowadziło mnie licho - bowiem przed oczyma miałem kilka dzieł flamandzkich mistrzów pędzla z postaciami w ciżmach zapamiętanych zwiedzaniem różnych galerii. Odpuszczam sobie tutaj moje emocjonalne stany jakie przeżywam patrząc na wielkie dzieła mistrzów, ja po prostu uczestniczę w treści obrazów, może dlatego że bywam Hopkirkiem ? - a może dlatego ze jestem wariatem ?
Ale nie uskarżam się na te moje fanaberie bo dobrze mi z tym.
Mój przyjaciel, Skalpel, prócz rzemiosła jakie uprawia , skończył również psychologię i zaprzecza bym był meszuge, może tylko przez grzeczność bo wyżera mi nadal wiktuały z lodówki kiedykolwiek mnie odwiedza.
J.
*
Cóż ja powiem
OdpowiedzUsuńŻuczek mały...
Co wciąż toczy swoją kulę
Przez las gęsty
Poprzez skały...
I rozpada się co roku (nie, nie liczę wiosen, lat)
Kula gnoju
Żuczka świat.
A że żuczek już wiekowy
I złym światem jest zmęczony
Lepi swoją starą kulę
Zapomina Rubikony...
Ooo...Super się prezentuje w tej prostej ramie :-)
OdpowiedzUsuńAha... No to "poleciałeś"...
OdpowiedzUsuńA ja się zawiesiłam pod sufitem mojego pokoju nad światem... Czasem "kukam" sobie na dół, dostrzegam, a jakże, ale wygląda na to, że hoduję sobie depresję w depresji... pod tym sufitem. W prawym rogu zagnieździła się jak klątwa jaka... Traktuję ją różnie. Najczęściej czerwonym, wytrawnym, gęstym. Dziś jest to Chateau, 14%, ale bywa czasem Cabernet. Próbuję też detoksu w spraju, ale wówczas, ta wredna pajęczyna, robi się agresywna i pluje na mnie wypominkami, popełnionymi winami, głupotą, naiwnością, poczuciem winy i czym tam jeszcze....To już wolę pomalować sobie paznokcie tym wygładzającym, przezroczystym lakierem...Wszystko widać ale jest gładsze wtedy... Mogłabym być wówczas porwana, n.p. przez Zeusa na Etnę czy inny Akropol, niezbyt brutalnie, ot tak, przytulona po ojcowsku.
Czasem rozpiera radość, że depresyjna pajęczyna ścieśnia się, ściska w tym kącie, wstydzi, że w ogóle jest. A za chwilę puszcza do mnie kokieteryjne oko... I znikąd pomocy, sugestii jakiejś. Więc idę do niej z Nadzieją. Ale ciotka Nadzieja to taka sama dopa jak ja. Nie zrobi nic żeby unicestwić bydle. Ma tylko nadzieję. Wiem, mówię dziś bzdety, ale komu, jak nie Lirykowi?...
Powodzenia z lamingami. I przetrwania życzę ;-)
Kulka którą mozolnie toczy żuk jak dla mnie ale i któregokolwiek Ramzesa, to wydarzenie nie bez znaczenia.
OdpowiedzUsuńGdyby nie czas króry mnie ogranicza, uderzył bym w mały filozoficzny tekst opisujący obrót tej doskonałej bryły symbolizującej zakrzywioną przestrzeń Archimedesa - umieszczając ruch w nieokiełznanej matematycznie przestrzeni wszechświata tylko dlatego by doskonalić Boży zamysł - noszący miano 'człowiek'.
;o)
Jestem wręcz onieśmielona rolą jaką ,(przypadkowo i bezwiednie), odegrałam w opiewaniu wspaniałej skrzypaczki. I onieśmielona także ciepłym słowem opisującym pewną Dagmarę... I nawet się z nią utożsamiam... Czyżbym "rozgryziona" była filozoficznie - lirycznie? ;-). Poniekąd. Mam w sobie parę kontrastów,(nie dostrzeganych na pierwszy filozoficzny wgląd), kilka diabełków, jednego ślimaka z własnym domkiem na grzbiecie i jednego leniwego lemura. Kontrast: święty spokój - jazz, jest zwykłym skrótem myślowym. Moje "funkcje życiowe" są zaburzone, gdy robi się wokół za gęsto. Natłok spraw w jednym momencie powoduje panikę w głowie, w sercu, w żołądku - gdyby nie to, że jest jazz, muzyka, malowanie i jeszcze kilka rzeczy, które mieszkają "w moim pokoju nad światem". Zawsze mogę tam uciec i wypiąć się brzydko na "gęstość" spraw. To jest mój święty spokój. A jazz? Jest dla mnie najbardziej inspirujący. Mogę "popłynąć" z prawie każdą piękną muzyką. Ale przy jazzowym graniu, same pchają się w ręce pędzle, szpachelka, ołówek... A powyższy obraz, w moim wydaniu, ma tytuł "Muzyka". Tak ogólnie właśnie. Tak do popłynięcia. :-)
OdpowiedzUsuńNie ma we mnie żadnej winy za popełniony tekst. Wszystkiemu jesteś winna Ty, za co Ci dziękuję bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńOt, sam się rozgrzeszyłem. :o))
😍
Usuń