Strony

19 marca, 2019

W towarzystwie Mairead Nesbitt -Tam i siam i chociażby gdziekolwiek, czyli hokus pokus abra katabra



Tam i siam i gdzie Chachary 


Mam dylemat  cóż to znaczy
Hokus pokus czary mary
Duch mój kątem zmysłu baczy
Uchem strzyże cień mój stary

Bo czym hokus sprawa jasna
Czary mary to Dagmara
Subiektywizm to część własna
Jak świadomość równie stara

Przyczepiona z urodzeniem
Cel horyzont tej wyznacza
Właśnie tę najbardziej cenię
Gdy Rubikon gdzieś przekracza

Została  pominięta rymem pokusa, ta od roku ( bodajże - nie liczę wiosen i lat)) tkwiła we mnie jak szpunt w balii, jak belka w oku grzesznika który drugiej osobie coś wypomina, jak opoka nie dająca się podważyć nawet za pomocą lewara i punktu podparcia przy doradztwie Archimedesa.
cdn
  Ile wspólnego ma pokusa ze skojarzeniem ?  Na to pytanie można odpowiedzieć na różne sposoby  i wielorako. Zanim nieco szerzej
zdam się na odpowiedz  umieszczę  tu pracę  którą wyciąłem  Autorcez ramy i pozwoliłem sobie  pokazać ją  pod moją przyziemną strzechą. Tam, gdzieś w pokoju nad światem , kiedy  pierwszy raz zobaczyłem obraz, ogarnęło mnie wszechwładne i ubezwłasnowalniające skojarzenie. A że od skojarzeń nijak wywinąć się nie mogę, nie potrafię, i nie mam zamiaru ze skojarzeń zrezygnować, poprosiłem Autorkę o możliwość skopiowania i,  w mojej jak wspomniałem  nisko przy ziemi  kurnej chatynce umieścić na miejscu dość widocznym, wraz z moimi przemyśleniami   patrzącego na obraz, te zaś  ujawnię  później.
...
   Pewnego razu w księżycową  jasną noc, szukając   żółtej ciżemki tej od pary która utkwiła  w zakamarkach   krakowskiego ołtarza Wita Stwosza, przemieszczając się  chyżo w pożyczonych  sandałach Hermesa z białymi skrzydełkami przy spinającej stopę klamrze, szybując po świecie z  nieskrępowaną  swawolą  znalazłem się przypadkowo w...
W krainie wiatraków.
Ponieważ łatwo jest  mi przemieszczać się  z miejsca na inne miejsce, w przeszły lub w przyszły czas przez nabytą umiejętność, która  ongiś pozwoliła mi czmychnąć z "Nadwymiaru"  ( zaglądnij do , przeto od tamtego momentu bywałem  w dozwolonych albo w strzeżonych miejscach przybierając postać Hopkirka bądz przeistaczałem się w inne postacie pozwalające mi na różne obserwacje i doznania.
Kto pamięta  mój opis "Ucieczki z Nadwymiaru" (patrz wpis "Zimny okład na upały") ,temu łatwiej zrozumieć  jest moje  ziemskie przygody i zdarzenia w których brałem udział.Tak oto los i własny wybór zaprowadziły mnie do obszaru geologicznej depresji na obszarze  której  świadomość tubylców wymyśliła wiatraki by te poruszały mechanizmy odprowadzające wodę  tam, gdzie to sobie wymyślili. Mnie bardziej bawiła karuzela łopat wiatraka  poruszana wiatrem za którymi wodziłem wzrokiem, widziałem  w tym okrężnym ruchu taniec  przedmiotu za naturą wiatru, albo.. uganianie się brakującej klepki w łopacie za odwiecznie uciekającą dziewczyną.
 Dlaczego za uciekającą ? - bo to sprawia sporo emocji, choćby na zasadzie  wyjaśnienia Rumiana czy można w biegu itd.
:o)
Zaprząc zmysły
Najważniejszym acz nieostrożnym osiągnięciem Architekta z Nadwymiaru było wyposażenie Jego mniej udanego jak ja dzieła w zmysły, te z kolei przyczyniały się  poprzez popełniane próby poznawcze do zaznania  smaku porażek , ale też doznań przyjemnych, wesołych, zabawnych, ckliwych, a nawet wpisanych w oniryczną fantazję  śnionego świata .W to wszystko wyposażył mnie  Architekt, zaś czy wiedział o moim niecnym,właściwie niewdzięcznym wobec niego zamiarze  ucieczki z tamtej przestrzeni ,tego nie wiem, albo udając - na wszelki wypadek sądzenia mnie - że nie wiedziałem.
Jakiejkolwiek by użyć narracji, jedno jest tutaj najważniejsze aby doskonalić umiejętność  okiełznania potem zaprzęgnięcia  w uzdę skrępowanych zmysłów  do swobodnego wodzenia  nimi , powożąc wszędzie tak  jak to robili kiełzacze rumaków o których wspomina Horacy.
Co ma  piernik do wiatraka
Pomijając wykładnię do której się dochodzi poprzez Cervantesa,
osobiście powiedziałbym że  ma wiele lub niewiele a to zależne jest od miejsca i kąta patrzenia na tę kwestię.
Na powyższą zależność niebagatelny wpływ ma również to na czym się siedzi by lepiej i dalej widzieć. Ponieważ jestem inny niżli Don Kichote, mimo że wspólną mam z wymyśloną postacią cechę, to nigdy bym nie okulbaczył chudego  Rosynanta ponieważ  nie lubię zwrotu "co koń wyskoczy",  posługuję się raczej innym; co struś wyskoczy, bo to  jedyny ze mnie kiełzacz właśnie strusi.
Struś ma tę zaletę, której szkapa rycerza z  Manchy nie posiada bo tylko struś potrafi znieść ogromne jajo, Rosynant  gubił  tylko małe pączki.
Nadto koń nie schowa łba w piasek a ja i mój struś to potrafimy.
Bardziej jednak cenię  pożyczone od Hermesa fruwające sandały , pozwalają na większą anonimowość  i wznioślejszy odgórny  widok, dla przykładu dzięki nim jak wspomniałem mogłem zaglądnąć do pokoju nad światem który urządziła sobie Dagmara. Odbyło się to akurat w moje święto zwane piernikaliami.

cdn.  krótkimi poszerzeniami wpisu jako że  jednocześnie skóruję  w podziemiach pewnego kalifatu stado lemingów...


Okrężną drogą od zamysłu do meritum
Jako że ciągle powodują mną skojarzenia, a te często mają burzliwą formę i owocują wzmożonym rytmem  mojego serca, ono zaś domaga się więcej tlenu, wypracowałem sobie  sprawdzoną formę dotlenienia poprzez przygodę żartobliwego  rajcującego pisania.
Można by  używając  zwięzłej formy  ledwo rozpoczynającego się  zdania zakończyć go  w połowie tym  co było jego powodem by się w pełni narodziło.Wolę pohasać bo sprawia mi to przyjemność ubogacenia mojego krnąbrnego charakteru.
Otóż... cdn.
   Wydawałoby się, ze brak tutaj spójności  we wpisach , ja zaś twierdzę, że nie dostrzegam takiej. Na ewentualny zarzut że  zapewne  ogranicza mnie w postrzeganiu ślepota, odpowiem że jest odwrotnie...
Dagmara swoimi walorami zwróciła na siebie moją uwagę bodajże dwa lata temu. Jest dowcipna i ma ciepłe gołębie serce. Lubi jazz i święty spokój, a to jedno z drugim jest według mnie trudne do pogodzenia, bo ja słuchając dobrej muzyki z tego gatunku bywam raczej lekko podniecony wirtuozerią wykonawców. Muzyka w moim życiu  zajmuje  równorzędne miejsce z setką (co najmniej) innych zainteresowań. Zaś święty spokój z jazzem- moja natura według teorii klasyka (pierwszego kabotyna wolnej Polski)- ma tyle wspólnego ile plusy ujemne z minusami dodatnimi.Dzieje się to zapewne dlatego tak, że ja jestem mężczyzną a Autorka kobietą.

Wreszcie to najważniejsze...

Kogo przedstawia praca Dagmary ?
Ja widzę w tej pracy 'blond wulkan'  gorący jak kuźnia Hefajstosa podczas gdy opowiadałem  mu jak to razem z Priapem  uganialiśmy się za łaniami w  biotopie pełnym chętnych nimf .

Mairead Nesbitt !
Cóż, prócz umuzykalnionych sawantek; nie pozbawionych humoru z dowcipem, dziergających szydełkiem różanopalcych  jutrzenek, dzierlatek głęboko wpatrzonych   tam gdzie  dostrzeżono promieniowanie tła skąd  niosło się wielkie big bang ,władających  zgrabnie 'gęśką' literatek (nie mylić ze szkłem wiadomego przeznaczenia), prócz mistrzyń wypieku makowca i szarlotki, prócz  nie gardzących piwem i wtulonych tangiem w pierś mężczyzny tak by podwoić rytm dwu serc, prócz skromnych acz wychowujących w patriotyzmie potomstwo - oraz  wielu innych
tu nie wymienionych cnót zdobiących kobietę - to właśnie prócz tych cech  wyróżniających  kobietę - mam słabość do skrzypaczek formatu Mairead Nesbitt .

Dzięki przypadkowi  w ten tutaj sposób  tym wpisem głównie oddaję   pokłon Ms Mairead Nesbitt !

Epilog ...
 Szukanie żółtej ciżemki było pretekstem by  szukać jej w krainie wiatraków, tam bowiem prowadziło mnie licho - bowiem  przed oczyma miałem kilka  dzieł flamandzkich mistrzów pędzla z postaciami w ciżmach zapamiętanych zwiedzaniem  różnych galerii. Odpuszczam sobie tutaj moje emocjonalne stany jakie przeżywam  patrząc na wielkie dzieła mistrzów, ja po prostu uczestniczę  w treści obrazów, może dlatego że  bywam Hopkirkiem ? - a może dlatego ze jestem wariatem ?
Ale nie uskarżam się na te moje fanaberie bo dobrze mi z tym.
Mój przyjaciel, Skalpel, prócz  rzemiosła jakie uprawia , skończył  również psychologię i zaprzecza  bym był meszuge, może tylko przez grzeczność bo  wyżera mi nadal wiktuały z lodówki kiedykolwiek mnie odwiedza.

J.
*





7 komentarzy:

  1. Cóż ja powiem
    Żuczek mały...
    Co wciąż toczy swoją kulę
    Przez las gęsty
    Poprzez skały...
    I rozpada się co roku (nie, nie liczę wiosen, lat)
    Kula gnoju
    Żuczka świat.
    A że żuczek już wiekowy
    I złym światem jest zmęczony
    Lepi swoją starą kulę
    Zapomina Rubikony...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo...Super się prezentuje w tej prostej ramie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha... No to "poleciałeś"...
    A ja się zawiesiłam pod sufitem mojego pokoju nad światem... Czasem "kukam" sobie na dół, dostrzegam, a jakże, ale wygląda na to, że hoduję sobie depresję w depresji... pod tym sufitem. W prawym rogu zagnieździła się jak klątwa jaka... Traktuję ją różnie. Najczęściej czerwonym, wytrawnym, gęstym. Dziś jest to Chateau, 14%, ale bywa czasem Cabernet. Próbuję też detoksu w spraju, ale wówczas, ta wredna pajęczyna, robi się agresywna i pluje na mnie wypominkami, popełnionymi winami, głupotą, naiwnością, poczuciem winy i czym tam jeszcze....To już wolę pomalować sobie paznokcie tym wygładzającym, przezroczystym lakierem...Wszystko widać ale jest gładsze wtedy... Mogłabym być wówczas porwana, n.p. przez Zeusa na Etnę czy inny Akropol, niezbyt brutalnie, ot tak, przytulona po ojcowsku.
    Czasem rozpiera radość, że depresyjna pajęczyna ścieśnia się, ściska w tym kącie, wstydzi, że w ogóle jest. A za chwilę puszcza do mnie kokieteryjne oko... I znikąd pomocy, sugestii jakiejś. Więc idę do niej z Nadzieją. Ale ciotka Nadzieja to taka sama dopa jak ja. Nie zrobi nic żeby unicestwić bydle. Ma tylko nadzieję. Wiem, mówię dziś bzdety, ale komu, jak nie Lirykowi?...
    Powodzenia z lamingami. I przetrwania życzę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kulka którą mozolnie toczy żuk jak dla mnie ale i któregokolwiek Ramzesa, to wydarzenie nie bez znaczenia.
    Gdyby nie czas króry mnie ogranicza, uderzył bym w mały filozoficzny tekst opisujący obrót tej doskonałej bryły symbolizującej zakrzywioną przestrzeń Archimedesa - umieszczając ruch w nieokiełznanej matematycznie przestrzeni wszechświata tylko dlatego by doskonalić Boży zamysł - noszący miano 'człowiek'.
    ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem wręcz onieśmielona rolą jaką ,(przypadkowo i bezwiednie), odegrałam w opiewaniu wspaniałej skrzypaczki. I onieśmielona także ciepłym słowem opisującym pewną Dagmarę... I nawet się z nią utożsamiam... Czyżbym "rozgryziona" była filozoficznie - lirycznie? ;-). Poniekąd. Mam w sobie parę kontrastów,(nie dostrzeganych na pierwszy filozoficzny wgląd), kilka diabełków, jednego ślimaka z własnym domkiem na grzbiecie i jednego leniwego lemura. Kontrast: święty spokój - jazz, jest zwykłym skrótem myślowym. Moje "funkcje życiowe" są zaburzone, gdy robi się wokół za gęsto. Natłok spraw w jednym momencie powoduje panikę w głowie, w sercu, w żołądku - gdyby nie to, że jest jazz, muzyka, malowanie i jeszcze kilka rzeczy, które mieszkają "w moim pokoju nad światem". Zawsze mogę tam uciec i wypiąć się brzydko na "gęstość" spraw. To jest mój święty spokój. A jazz? Jest dla mnie najbardziej inspirujący. Mogę "popłynąć" z prawie każdą piękną muzyką. Ale przy jazzowym graniu, same pchają się w ręce pędzle, szpachelka, ołówek... A powyższy obraz, w moim wydaniu, ma tytuł "Muzyka". Tak ogólnie właśnie. Tak do popłynięcia. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma we mnie żadnej winy za popełniony tekst. Wszystkiemu jesteś winna Ty, za co Ci dziękuję bardzo serdecznie.
    Ot, sam się rozgrzeszyłem. :o))

    OdpowiedzUsuń