Może wprzódy kilka kaw
I naparstek "Szkockiej"
To ci pech i taki traf
Przespać świt, każdą nockę...
I okazje trafił szlag
Trudno by policzyć te
A ja w norze pośród traw
Wszystkie noce wszystkie dnie
Gdzie ja teraz znajdę Cię ?
:o)
Jestem, tutaj !
Zaświergotał Głos z Paryża
Co u ciebie, brykasz draniu?
Tylko kiedy wieje bryza
Wówczas się uganiam za nią ..
Kiedy mam przyjechać 'ku cię' ?
Gadaj mi tu byle zaraz
Czas rozpuścić moje chucie
Choćby w nockę wszystkie na raz..
Hola hola cudny Głosie
W mlecznym jutrzni-najpierw świcie
Moc karesów i po rosie
Różem świtu chcę sowicie...
Uzupełnić bukłak wina
Boś cudowna jest Dziewczyna
*
Hej! Jak mnie przyjmiesz, zmieniłam fryzurę !
Cóż..
Wiosna inna, inne lato
Mkną jak gwiazdy karty życia
Choć pozornie Tyżeś za to
Wciąż jednako do użycia !
;o))
Zbereźnik!
Usłyszałem Głos zeźlony
Udający złość kobiecą
Z wszystkich grzechów rozliczony
Będziesz zanim ... to za kiecą!
Spoko spoko raz jedyny
"Wejszłem,weszłem" - wszedłem sobie
Bez pukania (można było)- z tej przyczyny
Oddam żarty tylko Tobie.
*
*
Dni wiośniane przeminęły
Wiosna w lato obłóczona
Młodo letnia dziarskiej weny
W miłość rytmu doświadczona
Kusi nęci swą ochotą
I rozsnuwa swe zapachy
Wczesnym rankiem późną nocą
Tam gdzie w barwach tkwią baldachy
Wszędy wokół czas spełniania
W takt muzyki cyklu światów
Dla gatunków zachowania
To czas godny czas wiwatów
*
Szybki odzew na te słowa
Czyżbyś Głosie wcześniej wstała ?
Mam już rym do tych wiwatów :
Szybko ? no bo żeś pytała.
Planuję też koszyczek pieczonych ziemniaków.
*
Raz przed laty- chyba z dwieście
"Rzeczka" głosem zaszemrała
W dno strumyka gdzie tkwił kamień
Tam po rym mnie wdeptać chciała
Fajny "Strumyk" był z dziewczyny
Zdobił mazowieckie łany
Oceniłem to spóźniony
Wysechł znikł choć był kochany
Chociaż słyszę Go gdy sięgnę
W niepokorną czeluść duszy
Pamiętliwej zawsze wiernej
Choćby po to by się wzruszyć
Zatem Głosie ... wierność moja
To mój atut i ostoja..
*
Czyżbyś Głosie wcześniej wstała ?
Mam już rym do tych wiwatów :
Szybko ? no bo żeś pytała.
Planuję też koszyczek pieczonych ziemniaków.
*
Raz przed laty- chyba z dwieście
"Rzeczka" głosem zaszemrała
W dno strumyka gdzie tkwił kamień
Tam po rym mnie wdeptać chciała
Fajny "Strumyk" był z dziewczyny
Zdobił mazowieckie łany
Oceniłem to spóźniony
Wysechł znikł choć był kochany
Chociaż słyszę Go gdy sięgnę
W niepokorną czeluść duszy
Pamiętliwej zawsze wiernej
Choćby po to by się wzruszyć
Zatem Głosie ... wierność moja
To mój atut i ostoja..
*
Jak rokrocznie sięga lato
W zakamarki wszystkich bytów
Każdy z duszą przebogatą
Kunsztem własnym słów i rytów
Chętniej rzeźbi miękkim słowem
Kształtną miłość w kibić spiętą
Jedno przeto jest powodem
Dwoje sprawia boskie święto
*
Nieskończony temat lata
Lato, dla mnie temat ważki
Bowiem jest to okres taki
W makro świecie wrą igraszki
Każdy dzionek niejednaki
Bulwersują zachwycają
Zachowania i nawyki
Bywa, nawet spać nie dają
Tak ciekawe są wybryki
A to wszystko formą życia
Jest zawarte w zwierząt świecie
Jakże wiele do odkrycia
Pozostaje, czy to wiecie ?
Pokażę co nieco z moich tu i ówdzie obserwacji, kontynuując zakażenie bakcylem jakiego doznałem w latach chłopięcych, zastawiając parapety słoikami w których obserwowałem makro świat.
Im więcej przybywa mi lat, tym bardziej wracam do wspomnień, tak głęboko wyrytych w mojej pamięci że nie ulegają zatarciu poprzez upływający czas wszystkich pór roku, że trwałością przyrównuję je do do dwu kartuszy, które utorowały drogę do sławy Champolliona, a który w niczym nie przypomina obecnego pętaka z rue du Faubourg Saint Honoré - jak twierdzi i ocenia ich dwóch, bliska mi osoba, która rozważa opuszczenie na stałe republiki islamskiej nad Sekwaną.
Zatem...
Nie spiesząc się, i z wolna żując betel blogosfery, bo traktuję ją na dwa sposoby, pierwszy zupełnie przypomina mi pięćdziesiąt rozkoszy złodzieja którego w sanskrycie świetnie i na modłę współczesnych mu czasów zawarł w swym dziełku Bilhana, a ja
jako ropuch czerpię z życia wszystko to o czym inni mają być może mgliste pojęcie bo i duszę własną trzymają w garści by nie utonęła między wodorostami blogosfery, ja zaś kontempluję pełen ufności, naturę z woli Boga .
Żucie liści betelu krnąbrnemu jak ja, wychowanemu na patriotycznym mleku wyssanym z piersi mojej św. pamięci Matki, ma jak dla mnie też takie znaczenie, że mogę w myślach pluć czerwoną śliną, już nie kątem plując, lecz w odpowiednią stronę, prosto w twarz zaprzańca z genetycznym KODem .
Wybacz Panie, takiego mnie masz jakiego żeś mnie stworzył.
Drugi sposób sfery z Blogiem w tle daje mi tę korzyść, że poznaję ludzi często kreujących się na katolików z ludzkim obliczem zupełnie zachowujących się jak ci których prawdziwe oblicze ujawnia dzisiejsza opozycja. Tym proponuję, zanim będą się chwalić antenatami, zasięgnięcie wiedzy w IPN ! Okaże się wówczas jak szlachetna krew płynie w ich sercach. Okazuje się, że ludzie (podobno wykształceni), obnoszą się z kagankiem płonącej hipokryzji miast płonącej oliwy, w blasku której z różą w pysku bądź w dłoni, wydaje się im że zamaskują swoją nikczemność.
Któryś raz z rzędu przywołuję atmosferę stawu pełnego kwitnących lotosów, dlaczego tak? - no bo akurat dla pokarmu duszy wróciłem do treści słów Bilhany, podobnie jak wracam wielokroć do treści innych, zwłaszcza Polaków zdobiących ongiś, jak obecnie, moją Ojczyznę. .
Wreszcie teraz pomyślę o zapowiedzi pokazania małego co nieco ze świata makro...
*
2017-07-28
Każdy naczelny bądź naczelna , zależnie od wielu czynników, które warunkuje kod genetyczny, w sobie tylko pojętym zakresie taki widzi świat na jaki tenże kod pozwala mu go postrzegać, rozumieć, wnioskować i rozwijać treść otoczenia. Można to poprzedzające zdanie ubrać w majteczki humoru, ale można do niego podejść z nieco większą, choćby przelotną uwagą , zwłaszcza dlatego, że tuż obok , w biotopie polskim wystąpiło zjawisko fałszywego KODu prowadzące do wynaturzenia robactwa naczelnych, próbujących powrócić do próchna miąższu drzewa. Kiedy przeglądam i czytam, oraz analizuję zachowania się zwierząt z różnych biotopów, w tym z miejsc egzotycznych jak; Madera ,bądź zakamarków pierwszego ratusza w biotopie , wnioskuję że wybryk natury został zainfekowany wirusem wynaturzenia nie mającym żadnego związku z ewolucyjnym przystosowaniem się do zasad ewolucji.
( Edwin, czy teraz rozumiesz treść tego co napisałem?)
Zajmując się wakacyjnie moim małym biotopem, zaplanowanym i stworzonym własną ręką,w którym rosną dziewanny i mieszana w półdzikim porządku flora , po to by nie uganiać się jak za młodu za świteziankami, lub szukać ukojenia w objęciach lotosów -
z wygody - stworzyłem sobie to wszystko w pobliżu matecznika licząc na błądzące świtezianki i lotosowe błonkówki pozbawione wstydu.
:o)
Bohaterką Nr 1 będzie urocza maseczka o imieniu Dziewanka czyli Cucullia verbasci - larwa - Kapturnica dziewannówka
Kilka słów na temat Dziewanki dodam po jej prezentacji.
Część pierwsza
2017-07-29
Dziewana lub trędownik jest ulubioną rośliną na której gąsienica (larwa) dziewannówki żeruje. Przedstawioną tutaj uroczą panienkę(?) obserwowałem przez okres żerowania aż do momentu kiedy uparcie schodziła z rośliny. Była to oznaka, że nastąpiła pora w której zagrzebując się w podłożu nastąpi przeobrażenie larwy w poczwarkę. Ponieważ chciałem to udokumentować - tu użyję terminu pewnych służb - zdjąłem ją z żerowiska, tym samym w pewien sposób obnażyłem ją z intymności przepoczwarzenia, tak by pokazać co jest ważne na tym etapie jej życia.
Już teraz wyjaśniam, że wszystko odbyło się bez zadania jej krzywdy.
Część druga
Po wyjęciu z klatki umieściłem ją w pojemniku z wilgotnym piaskiem - zdjęcie trzecie od dołu, na którym widać jeszcze kuper zalotnie wystający z piasku. Pewnie ten moment zachwyci mojego kumpla z Tych z którym wspólnie wojowałem pośród 'kwiatów polskich' najczęściej, albo prawie zawsze. bez chwały. :o)
Dwie ostatnie fotki , pokazują już poczwarkę wydobytą częściowo z filcowego kokonu.
Cała osłona (zdj Nr6), została zużyta na uzupełniające owinięcia kokonu po prezentacji, całość ponownie została umieszczona w piasku.
Mam nadzieję,że spełniając odpowiednie warunki uzyskam w odpowiednim czasie postać imago.
A teraz Dziewanko, specjalnie raz jeszcze, pokaż panu Edwinowi kuperek, pamiętam, że przed laty nie gardził kuperkami i porównywał je do swoich hodowlanych gołąbków...
W zakamarki wszystkich bytów
Każdy z duszą przebogatą
Kunsztem własnym słów i rytów
Chętniej rzeźbi miękkim słowem
Kształtną miłość w kibić spiętą
Jedno przeto jest powodem
Dwoje sprawia boskie święto
*
Nieskończony temat lata
Lato, dla mnie temat ważki
Bowiem jest to okres taki
W makro świecie wrą igraszki
Każdy dzionek niejednaki
Bulwersują zachwycają
Zachowania i nawyki
Bywa, nawet spać nie dają
Tak ciekawe są wybryki
A to wszystko formą życia
Jest zawarte w zwierząt świecie
Jakże wiele do odkrycia
Pozostaje, czy to wiecie ?
Pokażę co nieco z moich tu i ówdzie obserwacji, kontynuując zakażenie bakcylem jakiego doznałem w latach chłopięcych, zastawiając parapety słoikami w których obserwowałem makro świat.
Im więcej przybywa mi lat, tym bardziej wracam do wspomnień, tak głęboko wyrytych w mojej pamięci że nie ulegają zatarciu poprzez upływający czas wszystkich pór roku, że trwałością przyrównuję je do do dwu kartuszy, które utorowały drogę do sławy Champolliona, a który w niczym nie przypomina obecnego pętaka z rue du Faubourg Saint Honoré - jak twierdzi i ocenia ich dwóch, bliska mi osoba, która rozważa opuszczenie na stałe republiki islamskiej nad Sekwaną.
Zatem...
Nie spiesząc się, i z wolna żując betel blogosfery, bo traktuję ją na dwa sposoby, pierwszy zupełnie przypomina mi pięćdziesiąt rozkoszy złodzieja którego w sanskrycie świetnie i na modłę współczesnych mu czasów zawarł w swym dziełku Bilhana, a ja
jako ropuch czerpię z życia wszystko to o czym inni mają być może mgliste pojęcie bo i duszę własną trzymają w garści by nie utonęła między wodorostami blogosfery, ja zaś kontempluję pełen ufności, naturę z woli Boga .
Żucie liści betelu krnąbrnemu jak ja, wychowanemu na patriotycznym mleku wyssanym z piersi mojej św. pamięci Matki, ma jak dla mnie też takie znaczenie, że mogę w myślach pluć czerwoną śliną, już nie kątem plując, lecz w odpowiednią stronę, prosto w twarz zaprzańca z genetycznym KODem .
Wybacz Panie, takiego mnie masz jakiego żeś mnie stworzył.
Drugi sposób sfery z Blogiem w tle daje mi tę korzyść, że poznaję ludzi często kreujących się na katolików z ludzkim obliczem zupełnie zachowujących się jak ci których prawdziwe oblicze ujawnia dzisiejsza opozycja. Tym proponuję, zanim będą się chwalić antenatami, zasięgnięcie wiedzy w IPN ! Okaże się wówczas jak szlachetna krew płynie w ich sercach. Okazuje się, że ludzie (podobno wykształceni), obnoszą się z kagankiem płonącej hipokryzji miast płonącej oliwy, w blasku której z różą w pysku bądź w dłoni, wydaje się im że zamaskują swoją nikczemność.
Któryś raz z rzędu przywołuję atmosferę stawu pełnego kwitnących lotosów, dlaczego tak? - no bo akurat dla pokarmu duszy wróciłem do treści słów Bilhany, podobnie jak wracam wielokroć do treści innych, zwłaszcza Polaków zdobiących ongiś, jak obecnie, moją Ojczyznę. .
Wreszcie teraz pomyślę o zapowiedzi pokazania małego co nieco ze świata makro...
*
2017-07-28
Każdy naczelny bądź naczelna , zależnie od wielu czynników, które warunkuje kod genetyczny, w sobie tylko pojętym zakresie taki widzi świat na jaki tenże kod pozwala mu go postrzegać, rozumieć, wnioskować i rozwijać treść otoczenia. Można to poprzedzające zdanie ubrać w majteczki humoru, ale można do niego podejść z nieco większą, choćby przelotną uwagą , zwłaszcza dlatego, że tuż obok , w biotopie polskim wystąpiło zjawisko fałszywego KODu prowadzące do wynaturzenia robactwa naczelnych, próbujących powrócić do próchna miąższu drzewa. Kiedy przeglądam i czytam, oraz analizuję zachowania się zwierząt z różnych biotopów, w tym z miejsc egzotycznych jak; Madera ,bądź zakamarków pierwszego ratusza w biotopie , wnioskuję że wybryk natury został zainfekowany wirusem wynaturzenia nie mającym żadnego związku z ewolucyjnym przystosowaniem się do zasad ewolucji.
( Edwin, czy teraz rozumiesz treść tego co napisałem?)
Zajmując się wakacyjnie moim małym biotopem, zaplanowanym i stworzonym własną ręką,w którym rosną dziewanny i mieszana w półdzikim porządku flora , po to by nie uganiać się jak za młodu za świteziankami, lub szukać ukojenia w objęciach lotosów -
z wygody - stworzyłem sobie to wszystko w pobliżu matecznika licząc na błądzące świtezianki i lotosowe błonkówki pozbawione wstydu.
:o)
Bohaterką Nr 1 będzie urocza maseczka o imieniu Dziewanka czyli Cucullia verbasci - larwa - Kapturnica dziewannówka
Kilka słów na temat Dziewanki dodam po jej prezentacji.
Część pierwsza
2017-07-29
Dziewana lub trędownik jest ulubioną rośliną na której gąsienica (larwa) dziewannówki żeruje. Przedstawioną tutaj uroczą panienkę(?) obserwowałem przez okres żerowania aż do momentu kiedy uparcie schodziła z rośliny. Była to oznaka, że nastąpiła pora w której zagrzebując się w podłożu nastąpi przeobrażenie larwy w poczwarkę. Ponieważ chciałem to udokumentować - tu użyję terminu pewnych służb - zdjąłem ją z żerowiska, tym samym w pewien sposób obnażyłem ją z intymności przepoczwarzenia, tak by pokazać co jest ważne na tym etapie jej życia.
Już teraz wyjaśniam, że wszystko odbyło się bez zadania jej krzywdy.
Część druga
Kilka słów wyjaśnienia
Na 6 i 8 zdjęciu w górę od ostatniego, przeniesiona do klatki, zdezorientowana miejscem w którym się znalazła poczęła tworzyć otoczkę filcową taką, jaką buduje zagłębiona w gruncie i tam otaczając taką osłoną swe ciało następuje proces przepoczwarzenia.Po wyjęciu z klatki umieściłem ją w pojemniku z wilgotnym piaskiem - zdjęcie trzecie od dołu, na którym widać jeszcze kuper zalotnie wystający z piasku. Pewnie ten moment zachwyci mojego kumpla z Tych z którym wspólnie wojowałem pośród 'kwiatów polskich' najczęściej, albo prawie zawsze. bez chwały. :o)
Dwie ostatnie fotki , pokazują już poczwarkę wydobytą częściowo z filcowego kokonu.
Cała osłona (zdj Nr6), została zużyta na uzupełniające owinięcia kokonu po prezentacji, całość ponownie została umieszczona w piasku.
Mam nadzieję,że spełniając odpowiednie warunki uzyskam w odpowiednim czasie postać imago.
A teraz Dziewanko, specjalnie raz jeszcze, pokaż panu Edwinowi kuperek, pamiętam, że przed laty nie gardził kuperkami i porównywał je do swoich hodowlanych gołąbków...
*
A okulary w jakim celu?
OdpowiedzUsuńMamy tutaj do czynienia z dwoma celami, pierwszy to zwyczajna przechwałka faceta - tym bardziej, że kupione z nakazu pani doktor która grzebała w moich oczach coś tam usuwając i coś tam wpychając. Otrzymałem zatem nowy tytuł blogera "chwalidupa z nowymi soczewkami w gałach".
UsuńDrugim celem, bardziej zbożnym,bardziej serdecznym, bardziej skierowanym na uczucie i według Gałczyńskiego,bardziej chwalebnym, niezwykle uroczym i pozwalającym mi popychać skałę złotą - nie kierując się Gałczyńskim do samego sedna jego racji- wprost w objęcia .... zaciekawionej ?
Wytłumaczenie okularów na fotografii dokładnie wpisuje się też w anegdotę o wędkarzu siedzącym nad Łyną z połówką cegły przykrywającą antenkę berecika na jego głowie.
:o)
Czyli, że niechcący?
OdpowiedzUsuńJeszcze raz spróbuję wyjaśnić, chciałem się pochwalić nowymi goglami.
OdpowiedzUsuń"Czyli że niechcący?" - jest nietrafionym pytaniem ale przystaje do drugiej części pierwszej powyżej odpowiedzi,zaciekawionej.
:o)